czwartek, 5 września 2013

Edyta Niewińska „Kosowo”

Upolowane: Edyta Niewińska „Kosowo”, e-book

Ciernik: Co powiesz o „Kosowie” Edyty Niewińskiej? Smakowało?

Pokrzywnica: To jest naprawdę dobrze napisana książka. Przekonująco, przejmująco i bez byków. Znalazłam raptem jedną literówkę!

Ciernik: A treść? Burza w żołądku, co? Jest tak przekonująco, że kilka razy miałem ochotę odłożyć „Kosowo” na półkę, mamrocząc zaciekle: Bogowie, uchowajcie mnie od takich kobiet!

Pokrzywnica: Bohaterka przeraża – to fakt. I właśnie dlatego warto, a nawet trzeba, tę książkę przeczytać! Bo to jest świetnie napisany portret mimozy-pijawki, zdjęcie rentgenowskie takiego psychicznego alergika, który był chroniony przed wszelkimi emocjami „żeby traumy nie miał” i w efekcie nie jest w stanie poradzić sobie samodzielnie z żadnym uczuciem.

A wiesz, jak ta książka jest reklamowana? Jako „portret własny współczesnych trzydziestolatków, pogubionych w poszukiwaniu tej jedynej miłości, w którą i tak nie wierzą”. Jeżeli to jest rzeczywiście portret trzydziestolatków, a nie jakiegoś pojedynczego ewenementu, to… czeka nas inwazja słabych jak ameby mimoz-pijawek. Jak my to przeżyjemy?

Ciernik: Jęczysz teraz jak stara babcia. Chociaż nie! Ty mamroczesz jak Świetlicki: kiedyś było lepiej, kiedyś było inaczej…  Idealizujesz przeszłość.

Pokrzywnica: No, ale przecież było inaczej! Choćby seks – popatrz, jaki paradoks: nigdy wcześniej tak nie było, że wszystko wolno – nieważne, jaka warstwa społeczna, kolor skóry, płeć – każdy z każdym może stworzyć związek. Teraz wolno. I cóż z tego, skoro ludzie nie potrafią?

Ciernik: Seks w tej książce jest w bardzo ciekawy i dobitny sposób pomijany. Spodziewamy się go przez cały czas, ale tak naprawdę, jest go zastanawiająco mało. Pewnie to też znak naszych czasów. Wszystko jest rozerotyzowane, nawet lekarstwa na hemoroidy sprzedaje się za pomocą aluzji do seksu, więc w końcu przestał on być czymś wartościowym. Poza tym, skoro nie potrafimy się otworzyć na innych ludzi, to niby jakim cudem mamy mieć satysfakcjonujące życie erotyczne? Seks zostaje sprowadzony do miałkiego masturbowania się czyimś ciałem. Coraz więcej jest związków, w których seksu w ogóle nie ma. Zazwyczaj partnerzy tłumaczą to zmęczeniem (że praca na kilka etatów, dom, dzieci itp.), ale może tak naprawdę u źródła tego braku leży strach przed ciężkim zadaniem otwarcia się na drugą osobę?

Pokrzywnica: Lęk przed jakimkolwiek otwarciem. Nawet przed otwarciem się na samego siebie…

Ciernik: To samobiczowanie się Anielki, bohaterki „Kosowa”, jest irytujące i jednocześnie hipnotyzujące. Przyciąga i odpycha równocześnie. Ona ma problem z samoakceptacją albo w ogóle z samopoznaniem. Prawdziwe, głębokie samopoznanie owocuje samoakceptacją, a ta kobieta nie zna dostatecznie samej siebie.

Myślę, że ona nie jest wyjątkiem. „Kosowo” to jest rzeczywiście portret zbiorowy. I prawdziwy. Teraz nawet faceci są podobni do Anieli. Nadchodzą czasy bezwolnych, uzależnionych od innych, emocjonalnych kalek, sparaliżowanych strachem przed odpowiedzialnością i życiem w ogóle, a przede wszystkim kalek z mniejszymi lub większymi problemami psychicznymi.

Pokrzywnica: Zgadzam się, że z mężczyznami dzieje się to samo. Kto wie, czy nie mocniej nawet. Żyjemy w kulturze, która gloryfikuje przyjemność. Ma być łatwo i przyjemnie. Wysiłek, obowiązek, honor, wyrzeczenie – to nie są obecnie popularne wartości. A przecież nasze blizny, krzywdy i upokorzenia budują nas tak samo, jak chwile przyjemności. Mimoza nie nauczyła się znosić bólu, korzystać z chwil cierpienia dla własnego rozwoju. I dlatego stała się pijawką – niech decyzje podejmują inni, niech konsekwencje ponoszą inni, ona będzie tylko korzystać. Ja jej wierzę, że ona się tego bólu panicznie boi. Nie ma odporności. Jest jak ktoś, kto wychowywał się w sterylnym środowisku i jego organizm nie radzi sobie nawet z katarem. Ona niby zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest. Ale ta wiedza do niczego nie prowadzi, niczego nie zmienia. Ta wiedza służy Anieli wyłącznie do wymyślania samousprawiedliwień.

Ciernik: A może ona ma rację? Może takie niemal religijne postrzeganie bólu jako wartości jest głupotą i absurdem? Co nas nie zabije, to nas wzmocni? A gdzie tam! Co mnie nie zabije, to mnie pozostawi ze szramami na psychice! Po co mi to?

Pokrzywnica: Ja myślę, że człowiek, który nie umie znieść bólu czy przykrych doświadczeń, który nie potrafi przyjąć trudnych emocji, ma automatycznie amputowaną zdolność kochania. Bo kiedy kochamy, to wystawiamy się na cios skoncentrowanego życia – musimy być gotowi przyjąć i ból, i wstyd, i niepewność, i strach, i rozczarowanie, i trudności rozmaite. Jeżeli tego nie umiemy, nie zostaliśmy do tego przygotowani, oczekujemy tylko słodyczy, to świat nas zawiedzie. Dlatego warto sobie pozwolić te blizny i szramy zostawić. One są dowodem na to, że żyjemy naprawdę.

Ciernik: Ale po co Aniela ma się starać, skoro i tak zawsze znajdzie się jakiś „tatuś”, który podejmie za nią decyzje i weźmie na siebie konsekwencje? Ta symbioza jest bardzo ładnie pokazana w książce. Bohaterka przez cały czas przyciąga takich „tatusiów” obu (a w zasadzie: trzech) płci. W ten sposób każdy realizuje swoje potrzeby i wszyscy są zadowoleni, nawet jeśli mają nerwicę, depresję i myśli samobójcze…

A całkiem serio: jeżeli oczekujemy tylko słodyczy, to nie tyle świat nas zawiedzie, ile zawiodą nas ludzie, a każde ich działanie niezgodne z naszymi słodkimi oczekiwaniami będziemy traktowali jako złośliwy atak na naszą osobę, no bo przecież ciągle cierpimy na chorobę drobiu: jajajaja...

Pokrzywnica: No właśnie. Tam nikt się z nikim nie liczy, tak naprawdę. Każdy myśli tylko o sobie, zaspokaja tylko własne potrzeby. Bo „tatusiowie” płci wszelakiej wcale bohaterce tak naprawdę nie pomagają. Opiekują się nią, bo jest im z tym fajnie, bo mogą się czuć silni, dobrzy i potrzebni. I ona o tym wie: „Ja, moje, dla mnie, z mojego powodu, przeze mnie, dla mnie, ode mnie... Zaimek osobowy powtarzany we wszelkich możliwych konfiguracjach zastąpił ukochany niegdyś przez świat brzęk monety”.

Ciernik: A gdy już człowiek wybuduje jajeczną twierdzę, to musi jej zaciekle bronić, bo czuje,  że skorupka krucha i ciągle zagrożona. Jakże to musi męczyć!

Pokrzywnica: Co ciekawe, nie tylko główna bohaterka, ale wszyscy w „Kosowie” są skupieni tylko na „ja”. Gdyby komukolwiek na Anielce zależało, tak naprawdę zależało, to ten ktoś starałby się uczynić ją silniejszą, szukałby w niej tej siły i wzmacniał. Ale jej dobro w rzeczywistości nikogo nie obchodzi. I ona, choć nie chce tego głośno przyznać, przecież jednak o tym wie.

Ciernik: Smutna to książka. Dobra, ale smutna. Im starszy jestem, tym wyraźniej dostrzegam, że w tym kierunku idziemy. Chociaż może to tylko moje filtry odsiewają pozytywy? Może wcale nie jest tak źle? A może jest źle, ale w innym sensie? Wydaje mi się, że kultura obecnych nastolatków i dwudziestokilkulatków jest jednak bardziej hedonistyczna i mniej refleksyjna, nawet jeśli te refleksje miałyby być tylko depresyjnym nurzaniem się we własnym „ja”. Z takiego nurzania jednak zawsze płynie jakaś nauka, czegoś można się dowiedzieć. A bez żadnej refleksji, cóż, nie da się iść do przodu.

Pokrzywnica: Wszyscy, czy to kobiety, czy mężczyźni, zaczynamy się zachowywać jak księżniczki: najważniejsze, żeby nas akceptowano i kochano. Oczekujemy dowodów, pewności, że tak jest (a to przecież niemożliwe, o tym nie da się nikogo zapewnić, przekonać, to zawsze jest akt wiary, akt zaufania!) i dopiero wtedy, być może, łaskawie obdarzymy kogoś jakimś strzępkiem uczucia. Albo, jak Anielka, usprawiedliwimy się, że nic nie możemy dać, nawet tego strzępka, bośmy tacy delikatni i znerwicowani. Bo my mamy w głowie Kosowo. A że innym takie Kosowo swoim postępowaniem  robimy, to już nam do tej biednej, obolałej głowy nie przychodzi. No i najgorsze: jeżeli coraz więcej będzie takich mimozowatych, pijawkowatych księżniczek Anielek płci obojga, to kto, u diabła, będzie je wszystkie kochał? Kto będzie za nie dźwigał cały ciężar życia?

Ciernik: Bogowie, sprawcie, żebym to nie był ja. Już bym chyba wolał jajo znieść...

2 komentarze:

  1. Piękny dwugłos o Kosowie! Wspaniale oddaliście klimat książki i zanalizowaliście jej treść, jakbyście czytali w moich myślach... Wzruszyłam się ogromnie, bo tak merytorycznych dyskusji w naszych czasach brakuje, a przecież to o tym, co obok, z czym mierzymy się na co dzień, co nas dotyka albo od czego uciekamy. Egoistyczni tatusiowie, kobiety-dzieci, traumy, których trzeba się uczepić, aby dalej żyć, bez refleksji, po co to wszystko i czy idąc tą drogą mamy jeszcze jakąś przyszłość. Sprawiliście mi piękny prezent tuż przed urodzinami!
    Pozdrawiam serdecznie
    Edyta Niewińska

    OdpowiedzUsuń
  2. [...] styl! oby takich więcej) i ładny dialog na temat “Kosowa” zawiązał się na portalu Leniwiec Literacki i jak najbardziej polecam, ale już chyba raczej po przeczytaniu książki, bo dobrze im wyszła [...]

    OdpowiedzUsuń