wtorek, 24 września 2013

Andrzej Dudziński „Ściana”

Upolowane:  Andrzej Dudziński „Ściana”, e-book

Pokrzywnica: Właśnie skończyłam „Ścianę” Andrzeja Dudzińskiego. Podobała mi się.

Ciernik: Mnie też. Chociaż w niektórych miejscach trochę się nudziłem.

Pokrzywnica: Ty chyba żartujesz, Rybo Ciernistych Wodorostów? Znudziła Cię „Ściana”? Mnie wessała od początku i trzymała do ostatniego słowa! Ciekawe, skąd taka rozbieżność w odbiorze?

Ciernik: Sam się nad tym zastanawiałem. Chyba zmęczyły mnie opisy tych wszystkich operacji sprzętowych. Bohater w pewnym momencie stwierdza, że śmieszą go wszystkie książki, w których nie wspomina się o nich, albo traktuje się ten aspekt wspinaczki po macoszemu. Ale ja chyba już wiem, dlaczego pisarze to pomijają. Bo na dłuższą metę to jest monotonne. Poza tym ja te operacje sprzętowe dobrze znam, więc nie chciało mi się czytać tych fragmentów.

Pokrzywnica: A widzisz! Znudziły Cię opisy czynności, które znasz z własnego doświadczenia. Ale nie każdy zna. Ty czytałeś to jako wspinacz, ktoś, kto dokładnie wie, o czym mowa. Dla mnie, laika, to wszystko było nowe i ciekawe.

Spodobał mi się język autora. Przypomina mi skały, kamienie. Jest surowo, szorstko, chropowato, czasem zdarzają się błędy frazeologiczne, ale one pasują do stylu opowieści, są takim chrzęszczącym żwirem, poszarpanymi nierównościami w skale. Gdyby to wszystko było idealnie gładkie, wyszlifowane, straciłoby na wyrazie. Ale jest też trochę literówek, a nawet ortograf: „stróżki potu” – tu jednak powinna wkroczyć korekta.

Ciernik: Dla mnie to opowiadanie jest ciekawe z innych powodów. Upolowałaś je w jednym z najgorszych okresów polskiego himalaizmu: najpierw zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski podczas zimowej wyprawy na Broad Peak, później stracił życie jeden z najbardziej zasłużonych polskich himalaistów – Artur Hajzer. Historia tego ostatniego jest zresztą bardzo podobna do opisanej w „Ścianie”: himalaista po tragedii przeżytej w górach wycofuje się ze wspinaczki, układa sobie życie bez gór i nawet odnosi sukces, jednak coś ciągle nie pozwala mu zapomnieć o przeszłości, więc wraca. Po co wrócił w góry bohater „Ściany”?

Pokrzywnica: Może nie: po co, ale: dlaczego? Może dla niektórych ściana jest po prostu życiem, a życie – ścianą? I nic, poza tym, dla nich nie istnieje?

Ciernik: Siłą tekstu jest to, że nie możemy być pewni, o czym on naprawdę jest. Wierzymy od
początku, że chodzi o konfrontację bohatera z jego lękami, tragiczną historią. On sam wydaje się w to wierzyć. Gdyby chciał się zabić, to przecież wystarczyłoby w pewnym momencie odpuścić, puścić, odpaść od ściany, ale nie, bohater walczy do końca. On po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, że już przegrał. Nie wiemy, tak naprawdę, kiedy to się stało. Czy wtedy, gdy doszło do pierwszych odmrożeń, czy może już wtedy, gdy podjął decyzję o powrocie  w góry? Kto wie, być może cała wyprawa była skazana na przegraną od samego początku, a bohater nie chciał przez cały czas dopuścić tego do świadomości? A może było to sprytnie uknute samobójstwo? Ludzka psychika potrafi stawiać takie zasłony dymne. Potrafi się oszukiwać. I o tym jest ta historia. O
samooszukiwaniu się, pozornych działaniach, autosabotażu, odkupieniu, poczuciu winy, odpowiedzialności. Autor pokazał to wszystko umiejętnie, stroniąc od prostych recept i łatwych odpowiedzi.

Pokrzywnica: A pamiętasz tę opowiedzianą na samym początku piękną przypowieść o ptakach? To właśnie ona sprawiła, że nie mogłam się od „Ściany” oderwać aż do końca. I to ona jest dla mnie wskazówką, jak to opowiadanie czytać, rozumieć. Ptaki nie szukały śmierci, choć większość z nich zginęła w drodze. One szukały metafizycznego królestwa, gniazda, domu. Bohater też go szukał – przez całe swoje życie, nie tylko w górach.

Ciernik: Ptaki szukały nie gniazda, tylko króla, czyli kogoś, kto rządzi, decyduje i potrafi zaprowadzić porządek. Ptaki były zmęczone anarchią i problemami, tak jak bohater jest zmęczony walką ze swoimi własnymi demonami. Wszyscy szukają kogoś silniejszego, kto rozwiąże ich problemy. Udają się w góry, żeby odzyskać kontrolę nad swoim życiem.

A wiesz, że w dawnej zachodniej tradycji okultystycznej, jeśli mag chciał przywołać i zmusić demona do współpracy, to najpierw wzywał Boga i jego pomocników? W ten sposób powoływał się na króla. Podobnie jest z niektórym rytuałami w buddyzmie tybetańskim.

Pokrzywnica: Moim zdaniem bohater wcale z demonami przeszłości nie walczy, tylko one go po prostu żrą. I żarłyby go, kimkolwiek by nie był i jakkolwiek by nie żył. Jeśli nie te demony, to inne, bo on – człowiek – ma po prostu taką kondycję wewnętrzną. Taki jest.

Ptaki szukają króla, którym same są, każdy z nich. Znajdując króla, znajdują gniazdo. To jest znacznie głębsze, niż prosty problem pod tytułem: mam poczucie winy. Tu nie tyle o poczucie winy chodzi, ile o poczucie człowieczeństwa, kondycji własnej – marnej i wielkiej zarazem.

Ciernik: Oczywiście, chodzi tu o króla wewnętrznego – o odzyskanie kontroli, władzy nad własnym życiem. Gniazdo to po prostu poczucie bycia u siebie zawsze i wszędzie.

Pokrzywnica: Ściana to metafora życia. Jedyne, co bohater może zrobić, żeby być w zgodzie ze sobą („nie iść zbyt szybko, żeby nie zgubić własnego ducha” – jak uczy druga z przytoczonych w książce przypowieści) to atakować tę ścianę w nadziei na szczyt. Ale czy zdobycie szczytu jest w ogóle możliwe za życia, jeśli ono samo jest ścianą?

Ciernik: He he. „Jeśli ktoś jest młotem, wszystko jawi mu się jako gwóźdź do wbicia”?

Pewnie, że można patrzeć na bohatera w szerszej perspektywie, ale ja patrzę na niego przede wszystkim jak wspinacz na innego wspinacza. Nie wiem, czy śledziłaś wydarzenia związane ze śmiercią wspomnianych wcześniej polskich himalaistów. Przez media przetoczyła
się wtedy dyskusja, czy inni powinni iść ich szukać, czy jednak w górach każdy jest zdany tylko na siebie. Takie pytania stawia się wciąż na nowo przy każdej wysokogórskiej tragedii. To bardzo drażliwa sprawa.

A w przypadku bohatera nie mamy nawet do czynienia z ośmiotysięcznikiem. On asekurował innego wspinacza i jego zadaniem było zrobić wszystko, by go uratować. Czuje, że zawiódł. Podwójnie, bo nie dość, że nie pomógł partnerowi wspinaczkowemu, to jeszcze tym partnerem była żona. To, co się stało, to nie jest tylko kolejna ściana do pokonania w nadziei na szczyt.

Pokrzywnica: Nie kolejna. Jest jedna. Przez cały czas ta sama. Całe życie jest tą jedną i on nieustannie tę jedną pokonuje. Gdy siedzi w domu, chodzi do sądu i potem odkręca gaz, to też jest w istocie wciąż na tej samej, jednej wyprawie, przy tej samej, jednej ścianie. Tylko gdy jest w domu, to ona jest jakby zasłonięta mgłą, niewyraźna. Dlatego on woli wrócić w góry i tam ją widzieć jasno, taką, jaka jest.

Warto było „Ścianę” przeczytać? Kupić? Według mnie – tak. Czterdzieści pięć stron. Opowiadanie, nie tłusta powieść. Ale w takich tekstach widzę sens i wartość selfpublishingu. Jako samodzielna książka to by się pewnie nie ukazało w typowym wydawnictwie. Może gdyby autor zebrał trzy, cztery takie opowiadania… Ale to by nie było to samo. To opowiadanie jest jak pieśń – musi wybrzmieć samotnie, do końca. I dobrze, że tak właśnie je dostajemy – samodzielne i samotne.

Ciernik: Jak najbardziej. Krótkie, ale za to wielowymiarowe opowiadanie, doskonały pokarm dla mózgu. Idealna długość tekstu w stosunku do ciężaru tematu. To jest to, co Cierniki lubią najbardziej.

środa, 18 września 2013

Antologia „Strzeż się potwora”

Upolowane:  Antologia „Strzeż się potwora”, e-book

Pokrzywnica: Darmowy zbiór opowiadań „Strzeż się potwora” to wspólne dzieło redakcji serwisu Alchemia Słowa, Stowarzyszenia Avangarda oraz wydawnictwa Almaz. Moim zdaniem całkiem jadalny, a nawet zawiera kilka smakołyków.

Ciernik: Podobały mi się dwa opowiadania, może nawet trzy.

Pokrzywnica: Które?

Ciernik: „Wyspa” Anny Głuszek i „Zreformowana” Anny Bahrynowskiej. Niezłe było też opowiadanie otwierające zbiór: „Śmierć i dziewczyna” Anny Głomb.

Pokrzywnica: Same Anny… W ogóle wśród autorów mamy przewagę kobiet. Czyżby kobiety lepiej  znały się na potworach?

Ciernik: Oczywiście! Przecież kobiety są od początku przygotowywane do okiełznywania potworów, bo potem większość z nich mieszka z nimi pod jednym dachem i ma z nimi dzieci!

Pokrzywnica: E, takie potwory to często całkiem miłe są. Ale masz trochę racji – odrobina ostrożności nie zawadzi. Po czym odróżnić potwora od niepotwora?

Ciernik: Nie mam zielonego pojęcia. Może po owocach?

Pokrzywnica: Wtedy może być już za późno! A jeśli potwór akurat nic nie robi, tylko po prostu sobie jest? Ja myślę, że to nie tak. Potwór to obcy. Każdy, kto będzie wystarczająco mocno obcy, inny od nas, stanie się w naszych oczach potworem. Pytanie tylko: ile to jest „wystarczająco”? Skrzela ukryte za uszami wystarczą? Inny tryb życia? Sposób odżywiania? Myślenia?

Ciernik: Tu wymieniasz trzy różne cechy: obcość, inność i potworność. Nie muszą być tym samym. Cechą obcego jest dystans do nas, który wcale nie musi cechować potwora. Potwór może żyć wśród nas, obcy nie. Potwór stanowi zagrożenie, obcy niekoniecznie. Inny nie musi być obcy, to może być nasz ziomal, ale w jakiś sposób odmienny od nas. Paradoksalnie, każdy obcy staje na pozycji innego. Wikipedia sugeruje, że potwór to ktoś lub coś, co pojawiło się już „po tworzeniu”, czyli po właściwym dziele stworzenia. Często utożsamiane to jest z wcieleniem zła, co niekoniecznie musi dotyczyć obcego, bądź innego. W opowiadaniach ze zbiorku również jest to stosowane zamiennie.

Pokrzywnica: Tylko że swój-obcy to jedna z podstawowych opozycji semantycznych, służących nam do porządkowania rzeczywistości. Jak góra-dół, dzień-noc, dobro-zło. Jeżeli my jesteśmy dobrzy, to obcy musi być zły. Przypiszemy mu nawet te cechy, których on nie ma, byle tylko oszczędzić sobie dysonansu, byle tylko nasz obraz rzeczywistości pozostał spójny. I tak się rodzi potworność.

Autorzy opowiadań zebranych w zbiorze „Strzeż się potwora” mniej lub bardziej intuicyjnie próbują tę przemianę obcości w potworność uchwycić. Czasem jest to tylko obcość (jak w „Uczniu” Agnieszki Kwiatkowskiej), czasem próba oswojenia potworności, żeby stała się mniej obca („Potworne dziewictwo” Justyny Kułak). Najbardziej świadomie, moim zdaniem, zmierzyła się z problemem Anna Bahrynowska w „Zreformowanej” – tutaj autorka z aptekarską precyzją odmierza dawki obcości, żeby odkryć, w którym momencie zmienia się ona w potworność. To opowiadanie, nie przestając być świetną literaturą, jest zarazem studium antropologicznym. Ale istota potworności pozostaje nieuchwytna. „Zreformowana” jest jak opowiadanie Cortázara - w którymś miejscu rzeczywistość „przekręca się niczym podwiązka” (jak charakteryzowała prozę tego pisarza Zofia Chądzyńska), ale nie ma sposobu, żeby odkryć, w którym momencie to właściwie następuje.

Ciernik: Ale potwór może mieszkać także w innym i swoim, o czym najlepiej świadczy choćby Stanfordzki Eksperyment Więzienny Zimbardo.

„Śmierć i dziewczyna” Anny Głomb ładnie pokazuje taką przemianę swojego w potwora. Potwór siedzi po prostu w każdym z nas i wystarczy stworzyć mu odpowiednie warunki, żebyśmy okazali się bardziej potworni od wszystkich archetypowych bestii.

Pokrzywnica: A właśnie! Kim jest obcy w nas? Masz w sobie potwora?

Ciernik: Żeby tylko jednego! Mam ich sporo, a każdy jest na inną okazję. A ilu jeszcze nie zdążyłem poznać? Bóg jeden wie. Albo i nie Bóg. Ha ha. A jak u Ciebie? Ogarniasz swoją menażerię potworów?

Pokrzywnica: Myślę, że mój jest jeden. Jeden wielki, paskudny i zarazem wspaniały, wielogłowy potwór. I ja nim czasem bywam, jeżeli pojawią się te odpowiednie okoliczności. I wiesz co? Te okoliczności mogą być bardzo różne, ale mają wspólną cechę: oślepiają. Bywam potworem, kiedy mam ograniczone pole widzenia, kiedy niedowidzę. Mój potwór jest ślepy – jak ślepy gniew albo ślepa nienawiść.

Ciernik: Taki stan oślepienia ma swoje zalety. Daje jasność, pewność, przekonanie o słuszności, znosi wszelkie dychotomie i nie pozostawia miejsca na hamletyzowanie. Tylko potem, niestety, przychodzi kac. Ale jest w nas jakaś potrzeba, pragnienie potwora. Dlatego spodobało mi się opowiadanie „Wyspa” – ono pokazuje odwieczne męskie pragnienie femme fatale, kobiety potwornej. I tę bezsilność, jaka mężczyznę ogarnia, gdy wpadnie w sidła takiej kobiety.

Wiesz, czego się obawiałem, czytając „Strzeż się potwora”? Co może być największą słabością opowiadań o potworach?

Pokrzywnica: Nadmiar krwi i flaków?

Ciernik: Niekoniecznie. Krew i flaki można podać tak, że będą pysznym daniem, co widać choćby w „Zreformowanej”.

Kiedyś myślałem, że pisarze najczęściej wykładają się na scenach seksu. Otóż nie. Pisarze najczęściej wykładają się na opisach potworów. I to, niestety, przydarzyło się kilku autorom tego zbiorku. Cholernie trudno jest opisać potwora tak, żeby czytelnik zawiesił swoją niewiarę. Im dziwniejszy (w domyśle: straszniejszy) potwór, tym śmieszniejszy się wydaje, im bardziej obcy, tym trudniej znaleźć jakieś odniesienie, zrozumieć go, utożsamić się z nim. Najbardziej straszą te potwory, które są potwornie podobne do nas samych.

czwartek, 12 września 2013

Popatrz na mnie, ptaku

Zwierzęce zabawy literackie: Popatrz na mnie, ptaku

Ptaki widzą tetrachromatycznie, co oznacza, że oprócz czopków reagujących na światło zielone, czerwone i niebieskie (jak u ludzi), mają też czopki wrażliwe na ultrafiolet. Dzięki temu są w stanie rozróżnić około 100 milionów barw, podczas gdy człowiek dostrzega ich około 1 miliona. Popatrz na siebie okiem ptaka. Jak wyglądasz?

Limit znaków: 4000. Jeśli chcesz, możesz przysłać nam swój tekst o patrzeniu na siebie oczami ptaka – jeśli nam się spodoba, opublikujemy go w dziale Zwierzęce zabawy literackie.

pokrzywnica(małpisko)leniwiecliteracki.pl

Realizacja:

Nemesis, 24

czwartek, 5 września 2013

Edyta Niewińska „Kosowo”

Upolowane: Edyta Niewińska „Kosowo”, e-book

Ciernik: Co powiesz o „Kosowie” Edyty Niewińskiej? Smakowało?

Pokrzywnica: To jest naprawdę dobrze napisana książka. Przekonująco, przejmująco i bez byków. Znalazłam raptem jedną literówkę!

Ciernik: A treść? Burza w żołądku, co? Jest tak przekonująco, że kilka razy miałem ochotę odłożyć „Kosowo” na półkę, mamrocząc zaciekle: Bogowie, uchowajcie mnie od takich kobiet!

Pokrzywnica: Bohaterka przeraża – to fakt. I właśnie dlatego warto, a nawet trzeba, tę książkę przeczytać! Bo to jest świetnie napisany portret mimozy-pijawki, zdjęcie rentgenowskie takiego psychicznego alergika, który był chroniony przed wszelkimi emocjami „żeby traumy nie miał” i w efekcie nie jest w stanie poradzić sobie samodzielnie z żadnym uczuciem.

A wiesz, jak ta książka jest reklamowana? Jako „portret własny współczesnych trzydziestolatków, pogubionych w poszukiwaniu tej jedynej miłości, w którą i tak nie wierzą”. Jeżeli to jest rzeczywiście portret trzydziestolatków, a nie jakiegoś pojedynczego ewenementu, to… czeka nas inwazja słabych jak ameby mimoz-pijawek. Jak my to przeżyjemy?

Ciernik: Jęczysz teraz jak stara babcia. Chociaż nie! Ty mamroczesz jak Świetlicki: kiedyś było lepiej, kiedyś było inaczej…  Idealizujesz przeszłość.

Pokrzywnica: No, ale przecież było inaczej! Choćby seks – popatrz, jaki paradoks: nigdy wcześniej tak nie było, że wszystko wolno – nieważne, jaka warstwa społeczna, kolor skóry, płeć – każdy z każdym może stworzyć związek. Teraz wolno. I cóż z tego, skoro ludzie nie potrafią?

Ciernik: Seks w tej książce jest w bardzo ciekawy i dobitny sposób pomijany. Spodziewamy się go przez cały czas, ale tak naprawdę, jest go zastanawiająco mało. Pewnie to też znak naszych czasów. Wszystko jest rozerotyzowane, nawet lekarstwa na hemoroidy sprzedaje się za pomocą aluzji do seksu, więc w końcu przestał on być czymś wartościowym. Poza tym, skoro nie potrafimy się otworzyć na innych ludzi, to niby jakim cudem mamy mieć satysfakcjonujące życie erotyczne? Seks zostaje sprowadzony do miałkiego masturbowania się czyimś ciałem. Coraz więcej jest związków, w których seksu w ogóle nie ma. Zazwyczaj partnerzy tłumaczą to zmęczeniem (że praca na kilka etatów, dom, dzieci itp.), ale może tak naprawdę u źródła tego braku leży strach przed ciężkim zadaniem otwarcia się na drugą osobę?

Pokrzywnica: Lęk przed jakimkolwiek otwarciem. Nawet przed otwarciem się na samego siebie…

Ciernik: To samobiczowanie się Anielki, bohaterki „Kosowa”, jest irytujące i jednocześnie hipnotyzujące. Przyciąga i odpycha równocześnie. Ona ma problem z samoakceptacją albo w ogóle z samopoznaniem. Prawdziwe, głębokie samopoznanie owocuje samoakceptacją, a ta kobieta nie zna dostatecznie samej siebie.

Myślę, że ona nie jest wyjątkiem. „Kosowo” to jest rzeczywiście portret zbiorowy. I prawdziwy. Teraz nawet faceci są podobni do Anieli. Nadchodzą czasy bezwolnych, uzależnionych od innych, emocjonalnych kalek, sparaliżowanych strachem przed odpowiedzialnością i życiem w ogóle, a przede wszystkim kalek z mniejszymi lub większymi problemami psychicznymi.

Pokrzywnica: Zgadzam się, że z mężczyznami dzieje się to samo. Kto wie, czy nie mocniej nawet. Żyjemy w kulturze, która gloryfikuje przyjemność. Ma być łatwo i przyjemnie. Wysiłek, obowiązek, honor, wyrzeczenie – to nie są obecnie popularne wartości. A przecież nasze blizny, krzywdy i upokorzenia budują nas tak samo, jak chwile przyjemności. Mimoza nie nauczyła się znosić bólu, korzystać z chwil cierpienia dla własnego rozwoju. I dlatego stała się pijawką – niech decyzje podejmują inni, niech konsekwencje ponoszą inni, ona będzie tylko korzystać. Ja jej wierzę, że ona się tego bólu panicznie boi. Nie ma odporności. Jest jak ktoś, kto wychowywał się w sterylnym środowisku i jego organizm nie radzi sobie nawet z katarem. Ona niby zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest. Ale ta wiedza do niczego nie prowadzi, niczego nie zmienia. Ta wiedza służy Anieli wyłącznie do wymyślania samousprawiedliwień.

Ciernik: A może ona ma rację? Może takie niemal religijne postrzeganie bólu jako wartości jest głupotą i absurdem? Co nas nie zabije, to nas wzmocni? A gdzie tam! Co mnie nie zabije, to mnie pozostawi ze szramami na psychice! Po co mi to?

Pokrzywnica: Ja myślę, że człowiek, który nie umie znieść bólu czy przykrych doświadczeń, który nie potrafi przyjąć trudnych emocji, ma automatycznie amputowaną zdolność kochania. Bo kiedy kochamy, to wystawiamy się na cios skoncentrowanego życia – musimy być gotowi przyjąć i ból, i wstyd, i niepewność, i strach, i rozczarowanie, i trudności rozmaite. Jeżeli tego nie umiemy, nie zostaliśmy do tego przygotowani, oczekujemy tylko słodyczy, to świat nas zawiedzie. Dlatego warto sobie pozwolić te blizny i szramy zostawić. One są dowodem na to, że żyjemy naprawdę.

Ciernik: Ale po co Aniela ma się starać, skoro i tak zawsze znajdzie się jakiś „tatuś”, który podejmie za nią decyzje i weźmie na siebie konsekwencje? Ta symbioza jest bardzo ładnie pokazana w książce. Bohaterka przez cały czas przyciąga takich „tatusiów” obu (a w zasadzie: trzech) płci. W ten sposób każdy realizuje swoje potrzeby i wszyscy są zadowoleni, nawet jeśli mają nerwicę, depresję i myśli samobójcze…

A całkiem serio: jeżeli oczekujemy tylko słodyczy, to nie tyle świat nas zawiedzie, ile zawiodą nas ludzie, a każde ich działanie niezgodne z naszymi słodkimi oczekiwaniami będziemy traktowali jako złośliwy atak na naszą osobę, no bo przecież ciągle cierpimy na chorobę drobiu: jajajaja...

Pokrzywnica: No właśnie. Tam nikt się z nikim nie liczy, tak naprawdę. Każdy myśli tylko o sobie, zaspokaja tylko własne potrzeby. Bo „tatusiowie” płci wszelakiej wcale bohaterce tak naprawdę nie pomagają. Opiekują się nią, bo jest im z tym fajnie, bo mogą się czuć silni, dobrzy i potrzebni. I ona o tym wie: „Ja, moje, dla mnie, z mojego powodu, przeze mnie, dla mnie, ode mnie... Zaimek osobowy powtarzany we wszelkich możliwych konfiguracjach zastąpił ukochany niegdyś przez świat brzęk monety”.

Ciernik: A gdy już człowiek wybuduje jajeczną twierdzę, to musi jej zaciekle bronić, bo czuje,  że skorupka krucha i ciągle zagrożona. Jakże to musi męczyć!

Pokrzywnica: Co ciekawe, nie tylko główna bohaterka, ale wszyscy w „Kosowie” są skupieni tylko na „ja”. Gdyby komukolwiek na Anielce zależało, tak naprawdę zależało, to ten ktoś starałby się uczynić ją silniejszą, szukałby w niej tej siły i wzmacniał. Ale jej dobro w rzeczywistości nikogo nie obchodzi. I ona, choć nie chce tego głośno przyznać, przecież jednak o tym wie.

Ciernik: Smutna to książka. Dobra, ale smutna. Im starszy jestem, tym wyraźniej dostrzegam, że w tym kierunku idziemy. Chociaż może to tylko moje filtry odsiewają pozytywy? Może wcale nie jest tak źle? A może jest źle, ale w innym sensie? Wydaje mi się, że kultura obecnych nastolatków i dwudziestokilkulatków jest jednak bardziej hedonistyczna i mniej refleksyjna, nawet jeśli te refleksje miałyby być tylko depresyjnym nurzaniem się we własnym „ja”. Z takiego nurzania jednak zawsze płynie jakaś nauka, czegoś można się dowiedzieć. A bez żadnej refleksji, cóż, nie da się iść do przodu.

Pokrzywnica: Wszyscy, czy to kobiety, czy mężczyźni, zaczynamy się zachowywać jak księżniczki: najważniejsze, żeby nas akceptowano i kochano. Oczekujemy dowodów, pewności, że tak jest (a to przecież niemożliwe, o tym nie da się nikogo zapewnić, przekonać, to zawsze jest akt wiary, akt zaufania!) i dopiero wtedy, być może, łaskawie obdarzymy kogoś jakimś strzępkiem uczucia. Albo, jak Anielka, usprawiedliwimy się, że nic nie możemy dać, nawet tego strzępka, bośmy tacy delikatni i znerwicowani. Bo my mamy w głowie Kosowo. A że innym takie Kosowo swoim postępowaniem  robimy, to już nam do tej biednej, obolałej głowy nie przychodzi. No i najgorsze: jeżeli coraz więcej będzie takich mimozowatych, pijawkowatych księżniczek Anielek płci obojga, to kto, u diabła, będzie je wszystkie kochał? Kto będzie za nie dźwigał cały ciężar życia?

Ciernik: Bogowie, sprawcie, żebym to nie był ja. Już bym chyba wolał jajo znieść...