poniedziałek, 30 grudnia 2013

Krzysztof Bielecki „I nagle wszystko się kończy”

Upolowane: Krzysztof Bielecki „I nagle wszystko się kończy”, e-book

Pokrzywnica: Pamiętam, że „Defekt pamięci” Cię przeraził. Doszedłeś już do siebie? Czy po lekturze „I nagle wszystko się kończy” nadal boisz się książek Krzysztofa Bieleckiego?

Ciernik: Boję się ciągle i niezmiennie. Nic nie pomogły uspokajające zapewnienia autora, że to są normalne teksty! Nie są! Bardzo lubię sposób, w jaki ten pisarz budzi we mnie niepokój. Nie ma u niego żadnych płytkich trików rodem z horrorów, a jednak wszystko przenika taki niesamowity, egzystencjalny lęk. W tych opowieściach nie ma nic normalnego, bo zawsze w tę normalność wedrze się coś irracjonalnego i zlepi się w jedno z tym, co zwyczajne.

Pokrzywnica: Zbiór opowiadań „I nagle wszystko się kończy” nie jest tak równy jak powieść „Defekt pamięci”. Zdarzają się słabsze opowiadania, ale jest też kilka straszliwie, upiornie, przeraźliwie  mocnych.

Ciernik: Na przykład „Domek dla lalek albo remiks rzeczywistości”!

Pokrzywnica: O, tak! Przy „Domku” horrory wymiękają. Z dobrych dorzuciłabym jeszcze: „Stare przyzwyczajenia”, „Rzeczy, których ona nie lubi” i „Siły niezbadane”.

Ciernik: I koniecznie trzeba jeszcze wymienić rewelacyjne „Dwie pieczenie, czyli nocne rozmowy przy barze”.

Pokrzywnica: Przy tym padłam ze śmiechu! Jak się bohater umawiał z Chantelle na seks…

Ciernik: Ciiiii! Chantelle nie lubi, jak o niej mówią za jej plecami!

Pokrzywnica: A zauważyłeś, że w niektórych opowiadaniach z tego zbioru widać szwy? Wiadomo, gdzie przebiega linia klejenia. W „Defekcie pamięci” to było niezauważalne, stąd to uczucie oszołomienia, które nam wtedy towarzyszyło. Tutaj autor trochę odsłonił warsztat i można podejrzeć, jak on to robi: zgodnie z tytułem coś nagle się kończy, urywa się jedna historia i bez ostrzeżenia wpadamy w inną. A potem się okazuje, że to była przez cały czas ta sama opowieść, tylko snuta od głowy do ogona, a potem znienacka z powrotem, pod włos. Krzysztof Bielecki tworzy literackie iluzje, odpowiedniki rysunków takich jak ten


Ciernik: W „Defekcie…” autor miksował kilka wątków naraz, dlatego nie byliśmy w stanie wniknąć tak łatwo w warsztat. W opowiadaniach splata ze sobą najwyżej dwa motywy, więc łatwiej to zobaczyć. Gdy czytałem te teksty, zastanawiałem się, czy Bielecki nie chce mi czasem zrobić krzywdy. Ciągle obawiałem się, że nagle wbije siekierę w drzwi mojego umysłu, niczym Nicholson w „Lśnieniu”. Oczywiście nic takiego się nie dzieje, chociaż i tak autor wdziera się do głowy czytelnika  w swoim niepowtarzalnym stylu - brutalnie i zarazem finezyjnie.

Pokrzywnica: Ja się chwilami obawiałam, że chce, żebym umarła ze śmiechu. Czytanie niektórych opowiadań było jak czwarta nad ranem po imprezie w towarzystwie naprawdę inteligentnych ludzi.

Ciernik: Tak, ten zmęczony, specyficznie kojarzący mózg, który jednak wciąż domaga się nowych wyzwań. A tu nagle trzeba iść do domu, bo wszystko się kończy…

piątek, 20 grudnia 2013

Antologia „Bookopen. Bo po trzydziestce wiele się zmienia…”

Upolowane:  Antologia „Bookopen. Bo po trzydziestce wiele się zmienia…”, e-book, papier

Ciernik: Ludzie to zabawny gatunek. Przez 85% swojego życia są w rui. Świetnie to widać na przykładzie projektu „Bookopen. Bo po trzydziestce wiele się zmienia…”. Z tych tekstów nieustannie wyłazi ogromne pragnienie i równie ogromna frustracja związana z tym, że nie można go spełnić. Wielu bohaterów żyje w iluzji: z jednej strony przeszłość, która przecież już nie istnieje, coś, co utracili i nie mogą się z tym pogodzić, a z drugiej przyszłość, która jeszcze nie istnieje, coś, czego pragną, a mieć nie mogą. I miotają się, szukają jak opętani – miłości, partnera, może tylko seksu? A może sami nie wiedzą, czego? Jak Ci się podobał ten 369-stronicowy pomnik ku czci ludzkiego ego?

Pokrzywnica: Nie jestem pewna, czy to jeszcze resztki polekturowego rauszu, czy już kac, ale w głowie mi się kręci. Czuję się, jakbym spędziła kilka godzin w korporacyjnej open space skrzyżowanej z  modną knajpą w godzinach szczytu. A wszędzie siedzą istoty podobne do siebie jak klony i ględzą, ględzą, ględzą... O co właściwie chodziło w tym całym projekcie „Bookopen”?

Ciernik: Zabierając się do lektury, byłem pewien, że chodzi o portret polskich trzydziestolatków, ale szybko okazało się, że książka jest w głównej mierze portretem kilku 30-letnich wielkomiejskich singli.  Na stronie projektu cel zdefiniowano tak:

"PO CO:
Żeby się sobie przyjrzeć.
Żeby się trochę popisać.
Żeby zrobić nasze własne, małe socjobadania."

Udało się?

Pokrzywnica: Żeby się trochę popisać – to się chyba udało. Niektórym. Żeby się przyjrzeć... Cóż, ja też mieszczę się w przedziale wiekowym 30-40, ale nie odnalazłam tam obrazu siebie. I mam wrażenie, że to nie dlatego, że wśród autorów nie było nikogo podobnego do mnie. Tylko ich słowa jakoś tak boczkiem się przewijają, jakoś omijają sedno, nie sięgają trzewi, tylko po wierzchu się ślizgają, po kostiumie, po masce, ostrożnie, asekurancko, daleko od prawdziwych wnętrzności.

Ciernik: Oj, tak. Mamy tam imponujący przegląd masek, najpierw prezentowanych w tekstach, a później we włączonych do książki fragmentach forumowych dyskusji. Tam szczególnie wieje uproszczeniami i stereotypami o kobietach, mężczyznach i tym wszystkim, co się pomiędzy nimi wydarza, chociaż przyznać muszę, że są przynajmniej trzy stereotypy, z którymi autorzy jednak próbują walczyć: 1. żeby zdobyć piękną kobietę, trzeba się nie wiadomo jak namęczyć, 2. piękne kobiety przebierają w ofertach od facetów, 3. jeśli facet jest miły, to pewnie jest gejem. I mają rację, że walczą, bo w rzeczywistości często jest inaczej. Jednak mimo tych szczytnych prób, większość dyskusji to ślizganie się po Jungowskiej Personie, co chyba nie jest dziwne – wszak to są wypowiedzi publiczne, czyli nawet jeśli anonimowe, to przecież zawsze towarzyszy im myśl o jak najlepszym zaprezentowaniu się. Zjawisko to jest dobrze znane, czy to na forach, czy innych fejsiach. Wszystko musi być ponadprzeciętne, jeżeli już coś robić, to na 500%: pomagać jak największej liczbie chorych dzieci, wychlać olbrzymie ilości alkoholu, zdobyć Koronę Ziemi, wyruchać jak najwięcej lasek, nurkować w jeziorach górskich, imprezować przez cały weekend, wszystko, byle tylko się wyróżnić. I nagle mamy masy ludzi niesamowicie do siebie podobnych w swojej niesamowitości.

A jak Ci się podoba forma tej antologii? Istny groch z kapustą, prawda? Mamy tu teksty literackie pomieszane z felietonami, wywiadami, dziwacznymi oświadczeniami dotyczącymi autorów i ich życia, poezją i dyskusjami rodem z portali społecznościowych.

Pokrzywnica: Z formą mam kłopot. Bo z jednej strony: właśnie czegoś takiego się spodziewałam – eksperyment to eksperyment, ma swoje prawa. Żywioł to żywioł, chaos bez cenzury miał być szansą na uchwycenie kawałka prawdziwego życia. Ale z drugiej strony: jako odbiorca, ja w „Bookopen” tego pulsu prawdziwego życia nie wyczuwam. Raczej wydaje mi się, że znalazłam jakiś patchworkowy kombinezon, który jest pusty. Nikogo w środku nie widać. A może to jest właśnie prawda? Może siedzimy wszyscy skuleni w kieszonkach jakiegoś monstrualnego, nadmuchanego kombinezonu i nawet nie wiemy, że on jest pusty? Że ta cała przestrzeń tak naprawdę czeka na nas?

Ciernik: Ja rozumiem, że gdy potencjalni uczestnicy dostali zadanie stworzenia tekstu opisującego ich dzień, to nie napisali, jak wygląda ich prawdziwy, statystyczny i nudny dzionek, ale wybrali coś mocnego, ciekawego, porywającego lub kontrowersyjnego. Wypowiadanie się na tej podstawie o całości ich życia byłoby głupotą. Ale z drugiej strony – fakt, że właśnie to wybrali, też przecież sporo o tym pokoleniu mówi. Tylko czy naprawdę ta książka to głos pokolenia? Przecież to są wypowiedzi  ludzi, którzy mają czas, żeby siedzieć przed komputerem, śledzić portale społecznościowe, ogarniać projekty internetowe i być na czasie. Bo albo zarobili na to, żeby ten czas mieć, albo mają go dużo, bo nie pracują. Cała reszta, czyli tak naprawdę szara większość, jest w książce praktycznie nieobecna. Coś mi się zdaje, że nie o taki portret chodziło.

Poza tym, uderzyła mnie niekonsekwencja. Trzydziestolatkowie, ludzie formalnie od dawna dorośli, w autoprezentacjach piszą, że wiek ten pozwala im wreszcie jasno określić, czego chcą, a czego nie. Tymczasem z tekstów wyłania się coś całkiem przeciwnego: Mam kaca moralnego, bo zrobiłem to czy tamto po pijaku. Z tym się zabawiam, chociaż wiem, że nie powinnam, bo ma żonę i dziecko. Tamten się na mnie napala, więc go czasem wpuszczam, a czasem nie i sama nie wiem, dlaczego… I tak w kółko!

Z naszkicowanego w tej książce portretu dzisiejszych trzydziestolatków można wywnioskować, że oni emocjonalnie są jak nastolatki – wciąż myślą głównie o seksie (partnerze), którego mają lub nie mają. Jedyne, co różni te dwie grupy wiekowe, to sytuacja zewnętrzna: starsi mieszkają już zazwyczaj bez rodziców, pracują (lub nie mają pracy i myślą o emigracji), a konsekwencje ich wyborów mogą być o wiele poważniejsze niż w przypadku nastolatków. A wewnątrz: czekanie na weekend, imprezy, picie, seks… Czasem ten schemat złamie wyznanie jakiejś matki opisującej swój dzień.

Pokrzywnica: Coś w tym jest. Trzydziestolatkowie wstydzą się jak licealiści, więc piją, żeby to ukryć. Idą do łóżka pijani, więc niczego się nie wtedy nie uczą – ani o sobie, ani o drugim człowieku. Niby zbierają doświadczenia, ale niczego tak naprawdę nie poznają, nie przeżywają, bo są znieczuleni, więc następnym razem wstydzą się tak samo mocno. Technika się rozwija, emocje nie mają szans. Do tego presja sukcesu – i tak rodzi się instrumentalne traktowanie – innych i samego siebie. To też w „Bookopen” widać.

Ciernik: Ale trzeba przyznać, że jest w tym zbiorze kilka naprawdę dobrych tekstów. Moim ulubieńcem jest „Dom niczyj” autorstwa ontologahobbysty. Ty masz jakiś ulubiony?

Pokrzywnica: Tak. „Ucho” Rżniętego Szkła. Strasznie mi się podobało. To jest tekst typowo literacki, z nawiązaniem do legendarnego ucha Van Gogha, ale tak chytrze podany, że wydaje się kolejną wypowiedzią hamletyzującego singla, który nie wie, czy iść do knajpy, czy może jednak nie. Ale przez to nawiązanie autor powiedział więcej prawdy o uczuciach niż ci, którzy próbowali wprost.

Ciernik: Zgadzam się, „Ucho” jest rewelacyjne. Tak samo jak „Pies Rosenthalów” N. Lezneh, który nie wiedzieć czemu, nie został zaprezentowany w całości. To chyba jakiś chwyt marketingowy uknuty przez bankierów.

Pokrzywnica: Dlaczego bankierów?

Ciernik: Ha! Przeczytaj sobie ciąg dalszy tego opowiadania, to się dowiesz!

Pokrzywnica: Podobał mi się jeszcze zamykający zbiór tekst Edyty Niewińskiej – pojawiło się tam kilka prostych, a tnących głęboko jak skalpel zdań, jak to u niej bywa. Ale jednak ona nie jest miniaturzystką i nie jest autorką „antologiczną”. Ona potrzebuje przestrzeni, musi się rozpędzić. Dlatego uśmiecham się półgębkiem (półdziobkiem?) i czekam na jej kolejną samodzielną powieść.

Wracając do antologii „Bookopen”: wygląda na to, że najfajniej wyszły teksty typowo literackie – krótkie formy prozatorskie. Bronią się też dwa, może trzy wiersze. Natomiast fabularyzowane zwierzenia z narracją w pierwszej osobie są czasem lepsze, czasem gorsze, ale ogólnie wypadają średnio. Chyba zadziałała jakaś blokada psychiczna – nie każdy ma naturę ekshibicjonisty. Najsłabsze są fragmenty forumowych dyskusji – ot, takie sobie internetowe paplanie. Może dlatego, że dyskusja forumowa ma jednak w sobie wiele z prawdziwej rozmowy, a rozmowa ma swój kontekst, klimat, miejsce i czas. Jeśli się z niej wyrwie fragment, to wychodzi jakoś tak… banalnie i jałowo.

Ciernik: A czas leci nieubłaganie. Nawet nie zauważymy, kiedy minie kolejna dekada, stuknie nam kolejny krzyżyk i może wtedy ekipa Bookopen pokusi się o zbiorek opisujący 40-50-latków. Mam nadzieję, że wówczas zrobi to w sposób bardziej spójny i przemyślany.

Pokrzywnica: Najbliższe plany ekipy są chyba takie, żeby zrobić zbiorek tekstów autorów w wieku  30-40 (nadal), ale międzynarodowy. Nie wiem, czy chciałabym, żeby był „spójny i przemyślany”. To byłoby jednak trochę odejście od idei… Ale podobałaby mi się lekka zmiana proporcji: więcej literatury, mniej gadaniny. No i lepsza korekta! Redakcja twierdzi, że pracowała nad tą antologią, że usuwała błędy ortograficzne, ale… wciąż ich tam, niestety, trochę jest.

Ciernik: A ja sam nie wiem, jak bym ten zbiorek międzynarodowy widział. Może to i dobrze, że nie wiem? Przynajmniej jest szansa, że mnie czymś fajnym zaskoczą!

piątek, 13 grudnia 2013

Agnieszka Hałas „Teatr Węży”

Upolowane:  Agnieszka Hałas „Teatr Węży” („Dwie karty”, „Pośród cieni” „W mocy wichru”), e-book, papier.

Pokrzywnica: Trylogia Agnieszki Hałas to nie selfpublishing, tylko nisza. A może nie nisza?

Ciernik: Jaka tam nisza! Klasyczne, wręcz rpg-owe, dark fantasy.

Pokrzywnica: Skoro nie nisza, to dlaczego jeszcze nie zawojowała połowy świata?

Ciernik: Do zawojowania świata brakuje chyba dwu cech (albo chociaż jednej z nich): rewelacyjnego, a najlepiej na dodatek jeszcze charakterystycznego stylu oraz niesamowitej, wciągającej akcji. Tego w „Teatrze Węży” nie ma. Język jest przyzwoity, akcja niezła, całość zupełnie fajna, ale ogona nie urywa.

Pokrzywnica: Oj, języka nie doceniasz. Jest więcej niż przyzwoity – jest naprawdę dobry. Tyle nazw własnych wymyślić, i to ładnie brzmiących – to jest sztuka! Akcja… hm, rzeczywiście ma w sobie coś z gry, zwłaszcza w pierwszym tomie. A jak Ci się podoba świat wymyślony przez Agnieszkę Hałas? Jej magia? Andrzej Pilipiuk stwierdził, że ona jest heretyczką i w innych czasach za takie pisanie spłonęłaby na stosie! (Tutaj Autorka pożeranego dzieła pisnęła, że to Ciećwierz, Paweł Ciećwierz tak mówił, nie Pilipiuk! Coś mi się w ptasim łebku poświergoliło.).

Ciernik: Bardzo ładnie zaczerpnęła z zachodniej tradycji okultystycznej i podała te motywy na swój własny sposób. Podoba mi się. Wykreowana rzeczywistość jest spójna, przemyślana, dopracowana i nawet nie razi mnie lucyferia w świecie, w którym nie było Lucyfera.

Pokrzywnica: Nie musiało być. Mogła przecież powstać nazwa napoju „niosącego światło” bez pośrednictwa imienia „niosącego światło” demona. Gorzej, hi hi, że w tym świecie nie było także łaciny… Ale o tym też przecież możemy zapomnieć, wystarczy, że nazwa pięknie brzmi. Jak wiele innych nazw w tym świecie.

Ciernik: Lucyfera nie było, ale za to jest mnóstwo innych demonów! A prócz nich, mamy też żywiołaki, larwy, ifryty, istoty astralne, dusiołki, sigile, chowańce, inkarnacje magów, transy…

Pokrzywnica: I homunkulusy! Wampiryczne, zębate homunkulusy!

Ciernik: Jest i Tarot w postaci Wielkich i Małych Arkanów (ciekawskim polecam zapoznanie się z  interpretacjami tych drugich i porównanie ich z akcją powieści).

Pokrzywnica: Agnieszka Hałas złapała i wplotła też w to wszystko mity nowoczesne. Zwłaszcza jeden, bardzo ważny mit. Bohater nie pamięta swojej przeszłości. Ma jedynie strzępki wspomnień, coś zna, o czymś majaczy, coś mu się kojarzy…  Mnie się też coś kojarzyło. Czułam, że coś znam, coś pamiętam. Że ciepło, ciepło, coraz bliżej… aż w połowie drugiego tomu pacnęłam się w czoło! Światem rządzą dwie siły: Czerń i Srebro, tak? Symbolem Srebrnych jest gwiazda. Kto (w naszym świecie, nie w tym wykreowanym) legitymuje się znakiem srebrnej gwiazdy? Są rywalizujące ze sobą Doliny, a Srebrni są przeciwko nim wszystkim. Co Ci to przypomina? Prawo magów: nie ma bezinteresownych przysług, za każdą trzeba zapłacić. Skąd my to znamy? I wreszcie: główny bohater – postrzegamy go jako dobrego, jesteśmy po jego stronie, współczujemy mu, chociaż on posługuje się mocą Czerni! To facet z blizną. Uwikłany w sploty losu, bezlitosne pułapki przeznaczenia. Bohater  tragiczny. Przecież go dobrze znamy! Nie z tamtego, pełnego czarów świata fantasy, ale z naszego. Już go widzieliśmy, tylko miał wtedy na sobie inny strój. Znamy ten klimat, chociaż w wersji niemagicznej!

Ciernik: Wiem, kogo masz na myśli! Ja przy lekturze pierwszej części trylogii nie mogłem się opędzić od skojarzeń z Planescape: Torment! Ha! „Dwie karty”nawet mają formę klasycznego rpg-a: wolno rozwijająca się główna linia fabularna i masa pobocznych questów. Ale Tobie chodzi o pewien rewelacyjny film Coppoli, prawda?

Pokrzywnica: Najpierw powieść Mario Puzo. A potem tak, film Coppoli. Twarz Krzyczącego w Ciemności to jest niewątpliwie twarz Michaela Corleone, a właściwie Ala Pacino, bo taka się utrwaliła w naszym nowoczesnym micie. Każdy bohater z ciemnej strony mocy, po Michaelu, musi mieć w sobie coś z młodego Corleone. A Brune Keare ma całkiem sporo. I ten świat ma całkiem sporo ze świata rozgrywek mafijnych.

Ciernik: Nie tylko mafijnych. Zwróć uwagę na zasady podpisywania cyrografów: agentem danej frakcji nie może zostać byle kto. Kontrakt jest wyróżnieniem i oferuje się go tylko osobom już posiadającym moc i władzę! Czy to nie przypomina masonerii i stereotypów z nią związanych? Z kolei kiedy patrzymy na Srebrnych, to nie sposób uciec od skojarzeń z Inkwizycją. Jednak u Hałas Srebro przymyka trochę oko na działanie Czerni. Srebrni do pewnego stopnia akceptują istnienie i działanie Czarnych, nie pragną unicestwić ich całkowicie i zetrzeć w proch.

Pokrzywnica: Bo to nie jest Inkwizycja tylko policja! Kto w naszym świecie nosi srebrną gwiazdę?

Ciernik: Strażnik Teksasu!

Pokrzywnica: Właśnie! Srebrni są strażnikami Ekwilibrium – czyli porządku świata. A Czarni – to mafia, która ten porządek zakłóca. I to nie jest przypadek, że antagonistą Czerni jest Srebro, a nie Biel. Hałas rozmontowała opozycję dobro-zło przedstawianą symbolicznie jako walka Czerni i Bieli. W jej świecie dobro i zło nie dzielą się w ten sposób. A żeby było śmieszniej: w trzecim tomie pojawia się rzeczywiście policja. Ale to tylko figurki, żywcem wyjęte z książkowych kryminałów i sensacyjnych seriali. Prawdziwą policją tego świata są Srebrni.

Ciernik: Łamiąc tę opozycję, autorka  odeszła od tradycyjnego podziału, jakim jest zabarwione myślenie judeochrześcijańskie i zrobiła zgrabny ukłon w stronę herezji oraz filozofii Wschodu. Widać tutaj pewną zbieżność z myśleniem taoistów oraz animistów.

Pokrzywnica: Są Czarni i Srebrni, ale nie ma dobrych i złych. No właśnie: jak Ci się podobają postacie?

Ciernik: Niezłe, ale zabrakło mi tam kogoś, do kogo mógłbym się mocniej przywiązać. Kogo żałowałbym, gdyby zginął. Najbardziej polubiłem Marshię Lavalle, zwłaszcza w drugim tomie, gdy stała się bardziej ludzka.

Pokrzywnica: Uuuu, to masz pecha! To całe „bycie ludzką” Twojej ulubionej bohaterce nie wyszło na zdrowie…

Ciernik: To prawda, ale właśnie dzięki temu stała mi się bliska. Podoba mi się, że postacie w „Teatrze Węży”, nawet te epizodyczne, są z krwi i kości. Mają zalety, ale i wady (świetny pomysł z nałogiem Krzyczącego!), dzięki temu łatwo się z nimi utożsamić. A wiesz, co pomyślałem, kiedy skończyłem czytać? Ilu znamy ka-ira? Ilu ich chodzi pomiędzy nami? Czyż Polacy nie są narodem lubującym się w cierpieniu, czerpiącym z niego siłę? Przecież nic tak nie podkręca naszych krajanów jak rozmowy o byłych, aktualnych lub nieuchronnie się zbliżających nieszczęściach. Karmimy się bólem!

Pokrzywnica: Ilu znam ka-ira? Zaskoczyłeś mnie... Raczej nie widzę wokół siebie pasjonatów cierpienia. Chociaż ja w ogóle mało widzę, bo jestem zbyt zapatrzona w siebie. Ale fakt, że lubimy, jako naród, marudzić, narzekać, krytykować i zazdrościć. Może rzeczywiście nasz kraj nadawałby się na ojczyznę Czarnych Magów. Tylko że ka-ira muszą być rozsądni. Muszą panować nad darem, żeby nie popaść w szaleństwo. A ci wszyscy taplający się z upodobaniem w cudzym cierpieniu nieszczęśnicy to raczej szaleńcy, niż praktykujący magowie. Za głupi jesteśmy na magię.

Ciernik: Za głupi, ale przyznasz, że wampiryzm jednak w nas drzemie!

Pokrzywnica: Może naszymi przodkami były jakieś zębate homunkulusy? Kto wie…

piątek, 6 grudnia 2013

Ludzkie domino

Zwierzęce zabawy literackie: Ludzkie domino

Masz do dyspozycji sześć osób (wymyśl, kim są i jak wyglądają relacje pomiędzy nimi): Julię, Szarego, Marchewę, Wiki, Anatola i Magdalenę.

Teraz niech każda z tych osób powie innej (zawsze w cztery oczy) jedno zdanie, które zmieni całkowicie relacje w grupie. Opisz, jak przekształcają się te relacje, kiedy padają kolejne zdania. Pierwsze zdanie wypowiada Anatol do Julii: To Szary przyniósł wtedy tego psa.

Zabawa bez limitu znaków. Jeśli chcesz, możesz przysłać nam swój tekst o ludzkim dominie – jeśli nam się spodoba, opublikujemy go w dziale Zwierzęce zabawy literackie.

pokrzywnica(małpisko)leniwiecliteracki.pl