piątek, 27 czerwca 2014

Antologia "Kot na sznurku" - uzupełnienie

Upolowane:  Antologia „Kot na sznurku”, e-book - uzupełnienie

Pokrzywnica: Podzieliliśmy się wrażeniami po lekturze zbioru opowiadań „Kot na sznurku”. Niestety, okazało się, że przez błąd techniczny nie mogliśmy przeczytać w całości opowiadania Agnieszki Hałas „Cena, której zażądała Nyht”. Ale błąd został naprawiony!

Ciernik: Trzeba przyznać, że Esensja zachowała się elegancko i profesjonalnie, przesyłając Klubowiczom poprawioną wersję antologii. Wpadka może zdarzyć się każdemu. Ważne, co się z tym faktem zrobi. Są wydawcy, którzy obrażają się na odbiorców, ignorują uwagi krytyczne, udając nieomylnych, a nawet grożą sądem, jak to uczyniło niedawno pewne wydawnictwo w stosunku do pewnej blogerki. Esensja się nie obraziła ani nie groziła, tylko swój tomik po prostu poprawiła i przesłała jeszcze raz. To dobrze wróży na przyszłość świeżo powstałemu Klubowi Esensji – można spodziewać się, że czytelnik będzie w ramach Klubu traktowany serio i po partnersku.

Pokrzywnica: A przypomnijmy, że wstęp do Klubu kosztuje pięć złotych. Bywało, że płaciliśmy więcej za e-booki z wieloma błędami, których jednak nikt nie pokwapił się poprawić.

Ciernik: Dobrze, że „Cena, której zażądała Nyht” znalazła się w tym zbiorze, bo to jeden z najsolidniejszych tekstów w całej antologii. Można go czytać jako samodzielne, odrębne opowiadanie, ale dla tych, którzy już trochę znają twórczość autorki, będzie to powrót do dobrze znanego świata. Fabuła została bowiem osadzona w realiach znanych z trylogii o Krzyczącym w Ciemności.To ładnie napisane opowiadanie, wciągające, a jego główny atut stanowią umiejętnie zarysowane postacie i relacje pomiędzy nimi. Mamy tu bardzo interesujący trójkąt: ojciec – brat – siostra, groźnego demona w roli antagonisty, a w tle – demoniczny spisek.

Pokrzywnica: Demonicznie i spiskowo. Tak to zazwyczaj bywa u Agnieszki Hałas.

Ciernik: Tekst ładnie wpisuje się w całość trylogii.To solidne opowiadanie, które wyszło spod pióra zawodowca. Zręcznie wykorzystane, znane motywy splatają się w intrygującą całość. Jednak pewien fragment pozostawił mnie z pytaniami. Główny bohater musiał stoczyć samotną walkę, co autorka podkreśliła. Ty również uważasz, że walcząc z naszymi demonami, ostatecznie zawsze jesteśmy sami?

Pokrzywnica: Chyba zależy, jakie to są demony. Mamy swoje osobiste, z nimi rzeczywiście musimy stanąć do konfrontacji sami. Od pomocników możemy uzyskać jedynie wiedzę, informacje i dobre życzenia. Ale są też demony zbiorowe, które dręczą rodziny, rasy czy narody. I takim nikt nie da rady w pojedynkę.

Ciernik: A mnie się wydaje, że autorka dobrze uchwyciła tę samotność, gdy człowiek zmaga się z demonem, niezależnie od tego, czy to demon nękający zbiorowości (jak w tym opowiadaniu), czy indywidualny. Ostatecznie zawsze sprowadza się to do osobistej konfrontacji. Co ciekawe, nawet zwycięstwo w takiej konfrontacji nie musi cieszyć, co Agnieszka Hałas również zauważyła. Jakby nie było, demony to zawsze część naszej psychiki, a więc zmagamy się sami ze sobą i próbujemy samych siebie pokonać. Nawet gdy się uda, to… z czego się właściwie cieszyć?

Pokrzywnica: Oj, chyba coś pokręciłeś. Taki demon, o jakim mówisz, pojawia się, owszem, w tym opowiadaniu, ale w innym miejscu. To jest przecież świat fantastyczny, tu demony nie muszą być częścią czyjejś psychiki, bo po prostu istnieją niezależnie i już. Istota, z którą musi walczyć główny bohater, Deuven de Ragues, przychodzi z zewnątrz. Jest natomiast ktoś inny, kto faktycznie stwarza demona  w swoim umyśle i widzimy, jak to stwarzanie się odbywa. To przydarza się ojcu Deuvena, Sandorowi. I podobnie dzieje się w naszym, niefantastycznym świecie. Tylko rozwiązanie problemu może nie być tak łatwe i zabawne, jak w „Cenie, której zażądała Nyht”. A może właśnie jest? Może z demonami po prostu nie należy walczyć, tylko poznać je na tyle, żeby była możliwa koegzystencja? Same zalety: i mniej groźnie się zrobi, i mniej samotnie…

Ciernik: Pytanie tylko, czy z każdym demonem można koegzystować? Czy każdego da się oswoić? Może niektóre trzeba zgładzić, bo nie ma innego wyjścia. I przyjąć konsekwencje takiego czynu.

Pokrzywnica: Te konsekwencje to jest właśnie cena, której żąda Nyht. A my będziemy złośliwi i nie powiemy, kim jest Nyht. Kto jest ciekawy, niech sam przeczyta.

niedziela, 22 czerwca 2014

Antologia „Kot na sznurku”

Upolowane:  Antologia „Kot na sznurku”, e-book

Pokrzywnica: Coraz więcej periodyków internetowych staje się płatnych. Kończy się era darmowej, hobbystycznej pracy na rzecz kultury w necie? Weźmy świeżutki pomysł z Klubem Esensji. Esensja to jest znany serwis, z tradycjami, magazyn wydaje od lat, ale jest to magazyn darmowy. Czy powinien pozostać darmowy? Redakcja najwyraźniej uznała, że tak. Ale wymyśliła coś innego, coś więcej – klub dla wybrańców. Czy taki klub, w którym członkostwo należy opłacić (koszt niewielki, bo wystarczy wpłacić pięć złotych, ale jednak) to dobry pomysł?

Ciernik: Po prostu coraz więcej serwisów chciałoby wreszcie zacząć zarabiać. Próba sięgnięcia po pieniądze jest takim testem popularności danego periodyku. Esensja to jeden z najstarszych portali zajmujących się kulturą, aż dziw, że dopiero teraz wpadli na taki pomysł. Ale z drugiej strony, wszelkie próby spieniężenia internetowej popularności to wejście na nieznany teren. Nigdy nie wiadomo, czy zadziałają.Tak jest ze wszystkim w Internecie.

Czy to dobry pomysł? Właściwie na razie wstąpienie do klubu nie różni się niczym od zwykłego zakupienia e-booka w księgarni internetowej... chociaż nie. Dla mnie się różniło. Nigdy jeszcze tak długo nie czekałem na zakupionego e-booka. Esensja wysłała mi go dopiero po pięciu dniach. Nie raczyli nawet odpowiedzieć na pytanie dotyczące wysyłki, które zadałem im na fejsie. Tutaj mają dużego minusa. Chyba jeszcze nie zdają sobie sprawy, że w momencie gdy zaczynają brać od klientów pieniądze, nie mogą ich już olewać. Kolejnym minusem jest to, że osoba kupująca (no dobra: wstępująca do Klubu) nie ma możliwości zapoznania się z fragmentem antologii, kupuje kota (sic!) w worku. Czy to dobry pomysł? Chyba nie. Nie rozumiem, dlaczego po prostu nie sprzedają tego zbiorku w tradycyjny sposób…

Pokrzywnica: O ile mi wiadomo, Klub to nie tylko jeden e-book. Mają być rozmaite zniżki u partnerów, jakieś atrakcyjne bonusy „tylko dla Klubowiczów”, czyli całkiem rozbudowana (przynajmniej tak obiecują) płatna oferta. Dodatkowa, bo jednak sam magazyn, jak i dostęp do serwisu ma pozostać darmowy. Słusznie?

Ciernik: Pewnie że słusznie. Byle tylko w praktyce było to jakoś lepiej rozwiązane, bo na razie jest siermiężnie.

Pokrzywnica: A antologia „Kot na sznurku”: falstart czy nie?

Ciernik: I tak, i nie. Tak, bo dystrybucja kuleje, a sam zbiorek nie jest wolny od błędów.

Pokrzywnica: Cóż się, na przykład, stało z opowiadaniem Agnieszki Hałas? Gdzie zakończenie? Gdzie tytułowa Nyht?

Ciernik: To opowiadanie po prostu urywa się w połowie.

Pokrzywnica: Są też rozmaite drobiazgi przeoczone w redakcji. Na przykład w opowiadaniu Pawła Ciećwierza „Mój pierwszy zgon” (skądinąd bardzo fajnym) jedna z postaci drugoplanowych nieoczekiwanie zmienia imię – najpierw jest Madzią, a później Moniką. Niby nic istotnego, ale świadczy… o czym? O redaktorskim roztargnieniu? Czy może o nadmiernym pośpiechu przy przygotowywaniu antologii?

Ciernik: Jakakolwiek jest przyczyna, skutek mamy zawsze ten sam: kolejne oblicze literackiego wcześniactwa…

Pokrzywnica: Ale trzeba przyznać, że dobór opowiadań jest przemyślany i są to w większości naprawdę dobre teksty. Zbiór jest spójny, zgodnie z tytułem, którego użyczyło całości opowiadanie Joanny Maciejewskiej otwierające tomik, motyw przewodni stanowią zwierzęta.

Ciernik: Mnie przypadł do gustu „Kredyt” Anny Nieznaj, „Smok, czarownica i Stary Szafa” Michała Cholewy (to było niczym „Paragraf 22”!) i „Plastikowy pies” Istvana Vizvary’ego. Nie przekonał mnie zupełnie „Genius loci” Agnieszki Szady. Tekst opiera się głównie na samych dialogach i to raczej słabych. Dwie postacie męskie zostały wprowadzone kompletnie niepotrzebnie. Akcja pędzi do przodu, ale w zasadzie nie wiadomo, dlaczego. Nie ma w tym tekście emocji, bije od niego sztuczność.

Pokrzywnica: Nie zgadzam się. Ani że bije sztuczność (ale trudno, tak to odbierasz, Twoje czytelnicze prawo) ani że nie ma emocji. Jest lęk, jest niepokój, jest nostalgia. I końcówka, która wyjaśnia, czego ten lęk naprawdę dotyczy. To dobre, mądre opowiadanie, tylko bardzo, bardzo kobiece. Pewnie dlatego go nie rozumiesz. Prawdziwa akcja toczy się w świecie wewnętrznym bohaterki. A co napędza nasz rozwój, nasze przemiany? Dlaczego akcja naszego życia wciąż pędzi do przodu? Chciałbyś wyjaśnienia od autorki, a tego przecież nikt nie wie!

Ciernik: No tak. Babskie jazdy. Ja mam za grubą skórę na coś takiego.

Pokrzywnica: Zgodzę się z Tobą natomiast co do dwóch hitów tej antologii: to niewątpliwie „Kredyt” i „Plastikowy pies”.

Ciernik: Jak wiadomo wszem i wobec, ostatnim dobrym pomysłem systemu bankowego były bankomaty. Od tamtego czasu banki nie wymyśliły nic pożytecznego. W ogóle od momentu odejścia od parytetu złota i zamiany banków w maszynki do zarabiania pieniędzy dla inwestorów, instytucje te  stały się zaprzeczeniem tego, czym kiedyś były. Najlepszym przykładem jest ostatni kryzys gospodarczy wywołany właśnie przez banki inwestycyjne (chociaż może powinniśmy sięgnąć głębiej, do chciwości gatunku ludzkiego?). Opowiadanie „Kredyt” świetnie pokazuje ten trend zamieniania się banków w jakieś twory niebezpieczne dla osób z nich korzystających. Anna Nieznaj ładnie pokazała to, co może nas w przyszłości czekać. Zmiksowała wszystko ze szczyptą cyberpunka – gdzieś w tle mamy zamieszki społeczne, ludzie posiadają wszczepki, a i sam bank wygląda raczej na korporację. Korporacjonizm jest wizytówką cyberpunka. Autorka wiarygodnie oddała psychikę „pracownicy” banku, a jeśli do tego dołożymy fakt, że na wszystkich wykonujących pracę (nawet tak specyficzną jak w „Kredycie”) nakłada się cele premiowe, to można popaść w niezłą paranoję.

Pokrzywnica: „Kredyt” faktycznie wywołuje dreszcze i nieźle straszy. Ale „Plastikowy pies” wystraszył mnie bardziej. Ten niezwykły sposób snucia opowieści, ta logika jak z koszmarnego snu…

Ciernik: A ja uważam, że to „Kredyt” straszy bardziej, bo wydaje się niebezpiecznie bliski życiu przeciętnego Polaka-konsumenta. „Plastikowy Pies”, ze względu na pokazanie problemów ludzi ze sfery średniej-wyższej, jest mi trochę bardziej obcy. Natomiast plastik trafia do mnie jako metafora. Kwestie smaku roztrząsane przez głównego bohatera pokazują, w jak absurdalnym kierunku zmierza pierwszy świat.

Pokrzywnica: A co sądzisz o zamykającym zbiór „Zwierzęciu” Anny Dominiczak? I o tytułowym „Kocie na sznurku” Joanny Maciejewskiej? Ja uważam, że to także są bardzo ciekawe opowiadania. „Zwierzę” dostało drugą nagrodę w Horyzontach Wyobraźni 2010.

Ciernik: Anna Dominiczak ładnie poprowadziła opowieść, zasiewając we mnie ciekawość i jakiś nieokreślony niepokój, ale końcówka była słaba. Opowiadanie Joanny Maciejewskiej zaczyna się jako niezłe fantasy, a kończy jako dobre postapo, a na dodatek ładnie pokazuje tkwiące w nas potrzeby przerabiania ciągle na nowo naszych traum oraz ucieczkowe zachowania. Fajny pomysł z programem psychoterapeutycznym – myślę, że w tym kierunku pójdzie psychiatria w przyszłości – jakieś połączenie Simów z terapiami, gier i poważnych treningów. „Kot na sznurku” to rzeczywiście dobre opowiadanie.

Pokrzywnica: Gry terapeutyczne oparte na neurofeedbacku już są. Leczy się takimi metodami na przykład ADHD u dzieci (nauka koncentracji) i stres u dorosłych (nauka relaksacji). I też jestem przekonana, że te metody pracy z umysłem będą się rozwijać. Myślę, że za kilka, może kilkanaście lat, tego typu treningi będą równie popularne jak teraz fitness. To nasze obecne zachłyśnięcie ciałem musi się przecież kiedyś skończyć. Bo czymże jest ciało (choćby najpiękniejsze i najsprawniejsze) bez umysłu?

piątek, 13 czerwca 2014

Antologia „Ostatni dzień pary”

Upolowane:  Antologia „Ostatni dzień pary”, e-book

Pokrzywnica: Zbiorek opowiadań „Ostatni dzień pary” to plon konkursu ogłoszonego z okazji zeszłorocznego Krakonu. W związku z tym obowiązkowo musiał pojawić się w tekstach Kraków, obowiązkowe były klimaty steampunkowe lub postapo i obowiązkowy limit znaków: 10 000. To sporo ograniczeń i przyznam, że to mnie, jako czytelniczkę, uwierało. Zwłaszcza kłuł mnie ten niewygodny limit: ani naprawdę krótko, ani przyzwoicie długo. Trudny dystans.

Ciernik: Mnie też to przeszkadzało. Wydaje mi się, że to głównie z tego powodu mamy w antologii sporo tekstów z całkiem ciekawymi pomysłami, ale jakoś nieciekawie rozwiniętymi.

Pokrzywnica: A do tego brak różnorodności stylistycznej. Nie dość, że ograniczenia tematyczne i limit znaków, to jeszcze autorzy piszą dość podobnie.

Ciernik: To taki „przezroczysty” styl, pozbawiony indywidualności. Utwory „szybko się czyta” – dla niektórych to zaleta, dla mnie raczej wada, szczególnie w przypadku antologii, bo efekt jest taki, że zapominam, co i czyjego autorstwa właśnie czytam.

Pokrzywnica: A stylem (oszczędnym stylem!) można było sporo wygrać przy tym limicie znaków. Nie każdy autor jednak potrafi rozwinąć ciekawy pomysł, ograniczając zarazem opisy, kwiecistość i wylewność, a tutaj trzeba było tak zrobić. Niewielu autorów sobie poradziło. Na pewno udało się to jurorom konkursu, Annie Kańtoch i Krzysztofowi Piskorskiemu, którzy dorzucili do antologii swoje opowiadania. Komu jeszcze?

Ciernik: Nieźle spisali się Ida Żmiejewska, Adam Podlewski, Bartosz Szczygielski i Kornel Mikołajczyk, chociaż jego utwór pewnie nie spodoba się co wrażliwszym czytelnikom.

Pokrzywnica: „Dni naszej hańby” Bartosza Szczygielskiego to moim zdaniem najlepsze opowiadanie w całym zbiorze. Podobały mi się też „Apokanibalipsa” Kornela Mikołajczyka i „Ostatni dzień pary” Karoliny Cisowskiej. Oraz oczywiście „Małpiarnia” Krzysztofa Piskorskiego i „Królewskie dzieci” Anny Kańtoch.

Ciernik: Tworząc na szybko tę swoją listę najlepszych, zastanowiłem się, dlaczego akurat te zostały mi w pamięci. Chyba powód jest prosty – one mają w sobie coś więcej, niż tylko fajny pomysł. Mówią coś o ludziach, szukają jakiejś prawdy. Wydaje mi się, że dla w miarę wyrobionego czytelnika same fajne pomysły to stanowczo za mało, szczególnie w erze darmowych antologii. Potrzeba czegoś jeszcze, jakiejś odrobiny głębi.

Pokrzywnica: A nie miałeś déjà vu przy czytaniu „Radioaktywnego bluesa” Pauliny Kuchty? Mnie to opowiadanie do złudzenia przypomina zwycięski tekst z Horyzontów Wyobraźni 2009 czyli „Kołysanki dla umarłych” Marcina Rusnaka.

Ciernik: Tak, oba te teksty dość mocno czerpią z gry Fallout – może stąd to podobieństwo?

Pokrzywnica: Możliwe. Czerpanie inspiracji z gier albo filmów jest ryzykowne. Można powielić schemat. Chyba że ktoś potrafi znane motywy przerobić naprawdę mocno na własną modłę.

Ciernik: Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na kwestię, którą już niejednokrotnie poruszaliśmy: puszczanie na świat literackich wcześniaków. Ten zbiorek pokazuje kolejne oblicze wcześniactwa:  e-book jest nie do końca poprawny technicznie. Nie wiem, jak na Twoim czytniku, ale na moim Nooku wersja epub nie radziła sobie z ilustracjami, które wyświetlała albo za wcześnie, albo za późno, a tak czy inaczej – na tekście. Jedno opowiadanie nawet z tego powodu opuściłem, bo ilustracje były tak ciemne, ze zasłoniły prawie całą stronę tekstu, co przy tak krótkich utworach podważa w ogóle sens czytania. A można było wysupłać niewielką kwotę i zlecić stworzenie epuba specjalistom. Bardzo wiele firm w Internecie świadczy takie usługi.

Pokrzywnica: U mnie z ilustracjami było wszystko w porządku, ale stała się inna dziwna rzecz: e-book na czytniku otworzył się raz. I potem już nigdy więcej. Musiałam kończyć czytanie epuba na monitorze. Pierwszy raz coś takiego widziałam: żeby e-book raz się otworzył, a potem nie chciał. Nie wiem jednak, czy to wina e-booka, czy też czytnika.

Ale za to trzeba pochwalić pracę korektora. Zdarzyło się, co prawda, kilka niewyczyszczonych powtórzeń, ale wielkich byków w tym zbiorku nie ma.

Ciernik: Tak, od strony redakcji i korekty „Ostatni dzień pary” prezentuje się całkiem przyzwoicie, zwłaszcza na tle rozmaitych książek wydawanych selfpublishingowo, które wpadły ostatnio w nasze pazurki i płetwy. Czymś jeszcze się wyróżnia?

Pokrzywnica: Ma ładną okładkę.

Ciernik: I tytuł…

Pokrzywnica: …który jednak nie do wszystkich opowiadań pasuje. Niektórym zabrakło… pary.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Postać w trzech kolorach

Zwierzęce zabawy literackie: Postać w trzech kolorach

Wyobraź sobie dowolną postać (realną lub wymyśloną), która przychodzi do Ciebie we śnie. Za pierwszym razem jest ubrana na biało, za drugim – na czerwono, za trzecim – na czarno (możesz zmienić tę kolejność). Przy każdej wizycie strój jest jakoś związany z tym, co gość ma do powiedzenia. O czym mówi?

Limit znaków: 6000. Jeśli chcesz, możesz przysłać nam swój tekst o postaci w trzech kolorach – jeśli nam się spodoba, opublikujemy go w dziale Zwierzęce zabawy literackie.

pokrzywnica(małpisko)leniwiecliteracki.pl

Realizacja:

Niedźwiedź Baribal, 5 lipca 2014

niedziela, 1 czerwca 2014

Mariusz Orzeł Wojteczek „Kronika relacji intymnych”

Upolowane: Mariusz Orzeł Wojteczek „Kronika relacji intymnych”, e-book

Ciernik: Czy to ładnie wściubiać dziób w czyjeś relacje intymne, Pokrzywnico?

Pokrzywnica: Autor sam chciał, żeby mu wściubiano! Trzeba było nie wydawać!

Ciernik: Trzeba było nie wydawać z tyloma błędami! Znów to samo! Zbiór opowiadań może i ciekawy, ale dużo traci przez brak redakcji i korekty.

Pokrzywnica: Mariusz Orzeł Wojteczek powinien nawet nie tyle dać tekst do redakcji, co popracować z redaktorem na żywo, bo robi nieprzyjemne, a przecież łatwe do wykorzenienia, błędy stylistyczne: nadużywa przymiotników i przysłówków, nie eliminuje powtórzeń, nie zawsze dba o to, by „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Te elementy warsztatu literackiego są do wyćwiczenia, tylko trzeba znaleźć kogoś, kto pomoże. Redaktora. Niestety, na redaktorach selfpublisherzy lubią oszczędzać. Tracą na tym oni sami, tracą ich opowieści, tracą czytelnicy.

Ciernik: Widać jednak, że autor ma coś do powiedzenia. Spod tego ciężkiego, niezgrabnego stylu, spod gadulstwa pełnego błędów przebijają się od czasu do czasu ciekawe myśli i spostrzeżenia godne uwagi.

Pokrzywnica: Niektóre są całkiem odważne.

Ciernik: Moim zdaniem autor „Kroniki relacji intymnych” rozkręca się z tekstu na tekst. Najbardziej podobały mi się dwa ostatnie opowiadania. Fakt, że są trochę ckliwe, momentami ocierają się o kicz, ale mimo wszystko, do mojego męskiego serca jakoś trafiły. Szczególnie „Andzia”, która czerpie z ukrytych fantazji chyba większości facetów:  Co by było, gdyby... Co by było, gdyby ta ona, o której marzyłem, i którą straciłem, do mnie wróciła? Co by wtedy we mnie zwyciężyło? Wygrałby pełen frustracji demon, karmiony zgorzknieniem, a kto wie, może nawet nienawiścią? Wyrzygałbym w zemście wszystko to, co mi latami leżało na wątrobie? Czy może jednak umiałbym wznieść się ponad to, wyłuskać z głębi serca coś, co kiedyś było piękne i silne? A może w ogóle podszedłbym do relacji z nią jak do czegoś całkiem nowego, z otwartością i bez obciążających oczekiwań? „Andzia” to tekst z potencjałem. Tylko czy zrealizowanym?

Pokrzywnica: Chyba nie. Mnie to opowiadanie nie porwało. Za bardzo przypomina telenowelę. Ale za to spodobała mi się przedostatnia w zbiorze „Maria Magdalena”.

Ciernik: Tak. „Andzia” rzeczywiście jest telenowelowa. Może właśnie w tym tkwi jej siła? „Maria Magdalena” to tekst zupełnie innego kalibru. Bardzo męski. Ale i tutaj autor nie uniknął klisz i kiczu – choćby ten sztampowy obraz dołów po utracie kobiety. To jest chyba zresztą główna myśl łącząca wszystkie opowiadania składające się na „Kronikę relacji intymnych”: miłość jest potęgą, ale działa jak  obosieczny miecz – z równą siłą tworzy i niszczy.

Pokrzywnica: W „Marii Magdalenie” stoimy po stronie tego złego, tej świni paskudnej i niemoralnej.  I ta świnia brzydka pociąga i fascynuje, bo ona nikogo nie słucha, niczyich praw nie przestrzega, niczyich kodeksów. Zamiast tego tworzy własne. Może się na tym przejedzie. Końcówka ostrzega, że to bardzo prawdopodobne. Ale jednak imponująca jest ta odwaga bohatera, żeby pójść po bandzie, pod prąd, wbrew wszelkiej powszechnie przyjętej moralności. Tylko dla kogo on to robi? Dla kobiety czy dla siebie? Jeśli przegra, to przez Sonię, czy przez własny wybór? Czy będzie konsekwentny do końca?

Podoba mi się to opowiadanie. Dużo pytań się rodzi po przeczytaniu.

Ciernik: Kręci nas siła, odrzuca marazm. Mnie się w „Marii Magdalenie” spodobało pokazanie bezwzględności, która pojawia się wtedy, gdy nie da się już dłużej ukrywać prawdy. Ta agresja przypomina mi trochę okrucieństwo dziecka, które wyszydzeniem słabszego musi stanowczo odciąć się od niego, żeby nie być posądzonym o taką samą słabość.

Pokrzywnica: A później mija trochę czasu i... patrząc w lustro, boi się zobaczyć Tamtego.

Jest jednak w tej opowieści także druga strona medalu: czy bohater umiałby z taką samą siłą i zdecydowaniem bronić jakichś zasad? Czy potrafiłby z taką samą determinacją, z jaką jest niemoralny, być moralny? Autor nie daje żadnych odpowiedzi. Można sobie wymyślić naprawdę wiele rozmaitych zakończeń tej historii. Mimo że prosta, to jednak nie jest schematyczna.

Ciernik: Może odpowiedzi na te wszystkie pytania trzeba szukać w kiczowatej „Andzi”? Co by było, gdyby…

Pokrzywnica: Ciekawa rzecz: miłość, melodramat, telenowela… To się kojarzy z tak zwaną literaturą kobiecą. W tym przypadku takie skojarzenia to błąd. W „Kronice…” wszystko jest pokazane z męskiego punktu widzenia. Tylko ile w tym prawdy?

Ciernik: Sporo. Świat męskich uczuć rzeczywiście taki jest. Przynajmniej wśród mężczyzn z pokolenia będącego obecnie w wieku… yyy… średnim? Nie wiem natomiast, jak to się ma do emocji obecnych dwudziestokilkulatków. A ile jest w „Kronice…” prawdy o kobietach?

Pokrzywnica: Trudno powiedzieć. Bo to przecież nie są opowiadania o kobietach, tylko o uczuciach, jakie one wzbudzają w mężczyźnie. Kobiety są postrzegane z określonego punktu widzenia i natychmiast interpretowane. Stanowią katalizator cudzych emocji i na tym ich rola się kończy. Nie są odrębnymi, pełnokrwistymi postaciami, niemal w ogóle nie rozmawiamy z nimi, nie słuchamy ich, tylko oglądamy i dotykamy za pośrednictwem bohatera. Ale nie można też powiedzieć, że są traktowane przedmiotowo, bo przedmiotów nie obdarza się tak intensywnymi uczuciami. Intymne to wszystko jest, zgoda. Ale czy to są w ogóle relacje?

Ciernik: Są. To jest kronika relacji mężczyzn z ich intymnymi wyobrażeniami na temat kobiet.