sobota, 24 maja 2014

„Perdition: Księga Kruka”, słuchowisko

Upolowane: „Perdition: Księga Kruka”, słuchowisko

Ciernik: Oczy mnie już bolą, zmęczony jestem tymi ciągłymi polowaniami. Może by tak dla odmiany poleżeć spokojnie? Co Ty na to, Pokrzywnico?

Pokrzywnica: Leż, leż. Tylko nie odwracaj się do góry brzuchem!

Ja się nie mam jak położyć, bo mi ogon przeszkadza. Ale usiądę sobie na gałązce, dziób zamknę, oczy zmrużę… A teraz wyobraźmy sobie: lekki półmrok, łagodny dotyk ciepłych prądów (wodnych albo powietrznych), delikatne kołysanie, miłe szumy i szelesty...

Ciernik: Chlup! Patrz, na co wpadłem w mulistej wodzie Internetu! Słuchowisko! Oto zdobycz w sam raz dla naszego nadzwyczaj leniwego Leniwca!

Pokrzywnica: Amatorska fantastyka do słuchania? Czego to autorzy nie wymyślą! Niesamowite, że im się chciało. Ładna muzyka, nie?

Ciernik: Tak, muzyka Dawida Banasiuka zaskakuje bardzo pozytywnie. Mamy tu narratora, zespół aktorów-amatorów wcielających się w poszczególne role i świetne tło muzyczne. Dzięki temu jest to coś więcej niż  zwykły audiobook. Widać, że włożono w to wszystko dużo energii.

Pokrzywnica: Właściwie to jest jakaś forma pośrednia pomiędzy audiobookiem a słuchowiskiem. Autor tekstu, Michał Ochnik, jest niewątpliwie utalentowanym twórcą fantastyki, ale chyba dotychczas pisał jedynie opowiadania. W „Perdition” jednak widać rodowód tekstu – to nie jest pełna adaptacja, nie wykorzystuje możliwości formy, jaką jest słuchowisko. W wielu miejscach dźwięk dubluje słowo. Nie tylko słychać kroki, ale dodatkowo jest także powiedziane, że słychać kroki. Dźwięki są tłem, ilustracją. Są wtórne wobec słów. Próba zabawy formą była właściwie tylko w scenie snu, gdzie za pomocą zmiany klimatu muzycznego i głosu narratora wykreowano jasną sugestię, że oto jesteśmy w innej rzeczywistości. I to jest właściwa droga. W prawdziwym słuchowisku słowa powinny się uzupełniać z dźwiękami, a nie dublować. Odbiorca powinien dostać szansę na uruchomienie własnej wyobraźni, część historii powinien sam sobie wyinterpretować z usłyszanych dźwięków i dopowiedzieć.

Ciernik: To nie tak łatwo zrobić adaptację i zrealizować słuchowisko z prawdziwego zdarzenia. I pewnie autorowi żal było ciąć tekst. To musi boleć.

Pokrzywnica: Tak, tutaj widać, jakie to trudne. Wydawałoby się, na przykład, że przeczytać tekst to nic takiego, każdy potrafi. A jednak co aktor, to aktor. Dykcja, akcent, przekazywanie emocji głosem... To nie takie proste.

Ciernik: Ha! Zacząć należy od tego, że nie każdy głos się nadaje do danej roli, choćby ze względu na barwę. No i umiejętności aktorskie, przecież wszystko trzeba zagrać głosem! Niczego nie nadrobi się gestami. To musi być piekielnie trudne – wzbudzić w sobie odpowiednie uczucia na tyle mocno, żeby było je słychać w głosie, ale zarazem mieć nad sobą kontrolę, żeby to nie wyszło sztucznie, żeby nie brzmiało jak parodia.

Pokrzywnica: A tutaj niejednokrotnie brzmiało. A to jakiś przedziwny patos w głosie narratora, a to główny bohater, o imieniu Risaldo, zaciągający z białostocka, a to jakieś dziwne zaburzenia tempa czytania w ogóle niepasujące do akcji... Chyba tylko Dawid Maron w roli Becketta wydał mi się w pełni przekonujący, to była rzeczywiście spójna i konsekwentna kreacja postaci.

Ale jednak, mimo wszystko, te różne wpadki mają jakiś niezaprzeczalny urok. Jest w tym wszystkim pasja, żar, zaangażowanie. I to się jakoś przebija do słuchacza, jakoś porywa i sprawia, że chce się słuchać dalej.

Ciernik: Tak. Słuchając, niejednokrotnie uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż akurat wtedy, zgodnie z intencją twórców, powinienem czuć coś innego. Niemniej jednak wysłuchałem całości w skupieniu od początku do końca. To było trochę jak koncert początkującej kapeli – wiesz, że kolców nie urwie, ale słuchasz, chcesz dla nich jak najlepiej, bo widzisz, z jaką powagą traktują to, co robią i właśnie to doceniasz najbardziej.

Trochę tylko szkoda, że sam tekst, który stanowił punkt wyjścia do stworzenia scenariusza, jest w zasadzie dość sztampową, posługującą się prostymi schematami fantastyką w konwencji dark fantasy. Można by bardziej zaszaleć. Ale to przecież dopiero pierwsza próba. Mam nadzieję, że zespół nie poczuł się zbyt wyczerpany tworzeniem słuchowiska (według dostępnych informacji, poświęcił na to aż 1,5 roku) i zaskoczy nas jeszcze niejednym ciekawym pomysłem.

Aj, z tego rozleniwienia przerobiłem 0,5 na 1,5! Prace trwały pół roku, nie półtora. Pod wodą jednak czas płynie inaczej!

niedziela, 18 maja 2014

Antologia „Po godzinach”

Upolowane:  Antologia „Po godzinach”, e-book

Pokrzywnica: I znów Pies Łańcuchowy podzielił się z nami pyszną kością. Jak Ci się podobała antologia „Po godzinach”?

Ciernik: Smaczna!

Pokrzywnica: A kto, Twoim zdaniem, rozbił bank? Ja uważam, że tym razem Łukasz Błaszczyk ze swoim „Golemem”.

Ciernik: A mnie z głowy wyjść nie może „Pjongjang” Pawła Sajewicza.

Pokrzywnica: Ha! Wychodzi na to, że jesteśmy wiernymi fanami duetu Błaszczyk – Sajewicz! Nie odnosisz wrażenia, że panowie trochę jakby... zamienili się osobowościami? Mam w pamięci obie powieści („Gwelfów i gibelinów” Sajewicza oraz „Miesiąc miodowy w Blachowni” Błaszczyka) i to jest tak, jakby oni się umówili: napisz trochę bardziej jak ja, a ja napiszę trochę bardziej jak ty. I Sajewicz troszkę w harakiri i flaczki poszedł, a Błaszczyk w dopracowaną kompozycję literacką. Odwrotnie, niż to robili w swoich powieściach.

Ciernik: No i na dobre im to wyszło, bo to dwa najlepsze teksty w całej antologii. „Pjongjang” jest wspaniale duszny, ciemny i klaustrofobiczny. Pełen niedopowiedzeń otwierających umysł. Trąci teoriami spiskowymi, a bohater ma pewną wstydliwą tajemnicę natury seksualnej, zresztą  wyobcowanie bije z większości jego myśli i zachowań. A do tego rewelacyjne, wręcz hipnotyczne zakończenie. Trochę kojarzy mi się to wszystko z jakimś niedobrym, gęstym tripem.

Pokrzywnica: A mnie z bolesnym zrywaniem zaschniętego strupa. Mocny tekst.

Ciernik: Zostawiło mnie to opowiadanie z pytaniem: jak sobie radzić z takimi mrocznymi namiętnościami? Niby nie są groźne, ale społeczeństwo ich nie akceptuje. Ukrywanie, jak widać na przykładzie bohatera, nie zawsze jest dobrym wyjściem. Z drugiej strony, chwalić się też nie ma czym. Ot, dylemat zwierząt społecznych, tutaj chyba zawsze będzie istniało napięcie, tarcie, a skoro tak, to i źródło energii. Twardy, osobisty orzech do zgryzienia.

Pokrzywnica: A do tego wszystkiego podróż. Motyw podróżowania przewija się przez całą antologię, są to wyprawy w przestrzeni, do egzotycznych krain, albo w czasie, a wtedy w jedną tylko stronę: do starości, niepełnosprawności, demencji i śmierci.

Ciernik: „Golem”! Jedna wielka podróż bez początku i końca.

Pokrzywnica: W dodatku to nie człowiek się w nią wybiera, lecz ona wybiera człowieka. Przychodzi po niego nieuchronnie jak śmierć. „Leon zapewnił jednak, że nie zostawi go z niewykorzystanym biletem lotniczym, że sam też poleci do Tirany i mimo wszystko wciąż będą się świetnie bawić.
I James się zgodził. Trochę przez wzgląd na Leona, trochę też z uwagi na bilet, którego nie mógł zwrócić, bo panicznie bał się rozmów z półautomatycznymi konsultantami wszelkich infolinii. Jako zwolennik postępu tę akurat przemianę – zastąpienie żywych, policzalnych ludzi z ajencji armią anonimowych botów generowanych w wylęgarniach call centre lub outsource’owanych z krajów trzeciego świata – postrzegał jako znak, że oto kapitalizm nie bierze już jeńców”.

Ciernik: Czasami te podróże człowieka zmieniają. A czasami zmiana polega na zrozumieniu, że nie chce się żadnych zmian.

Pokrzywnica: A zauważyłeś, jak niesamowicie jest napisane to opowiadanie? Tam jest kilkanaście historii, wielkich historii ściągniętych, skompresowanych do kilku zdań, jak ta:

„Golem. W przeciwieństwie do Jamesa Leon nie dostrzegał nic zabawnego w nazwie rodzinnej miejscowości. Kimkolwiek byli jej założyciele, też raczej nie słyszeli o Jehudzie Löw ben Becalelu; a już zwłaszcza fundatorzy dzisiejszego Golem, którzy wznosili wzdłuż Adriatyku jednakowo toporne, betonowe konstrukcje o turystycznym przeznaczeniu, zrównując z ziemią jakiekolwiek ślady starszego niż parę dekad osadnictwa, jakby chcieli wymazać historię tego miejsca. Gdy Wielki Rabin lepił w Pradze człowieka, w Golem czas nawet się nie zaczął”.

Jakby całą wielką opowieść zapisać w kilku znakach na małej karteczce. I takich karteczek jest w tym opowiadaniu wiele, a bohaterowie miotają się pomiędzy nimi w pustce. Żaden język nie jest ich, żadnej z tych historii nie mogą uznać za własną, żadna nie wprawi ich w prawdziwy ruch, chociaż oni przecież wciąż się przemieszczają!

Ciernik: Pasuje to świetnie do międzynarodowej ekipy. Bohaterowie to wyrwani z korzeniami emigranci. Tekst podoba mi się właśnie ze względu na tę przestrzenność. Jest pod tym względem  zupełnie inny niż duszny „Pjongjang”. Tutaj bohaterowie cierpią na inny rodzaj marazmu.

Pokrzywnica: Bo golem nie porusza się bez tej karteczki! Jest tylko martwą bryłą gliny. Jeśli mu zabierzesz Słowo, znieruchomieje.

Ciernik: I nieważne, czy wyjedziemy do Korei, Albanii bądź Londynu, czy pozwolimy żeby padał na nas mroczny cień Jasnej Góry.

Pokrzywnica: Możemy jeszcze zostać w Dziale Wieszaków. Też jakieś wyjście.

Ciernik: A jak inne opowiadania ze zbioru? Coś jeszcze Cię zainteresowało?

Pokrzywnica: „Teresa śniąca” Katarzyny Walas – rewelacyjnie wykreowana, bardzo wiarygodna  bohaterka, piękne dialogi. I „Pinakolada” Alicji Sawickiej – tu spodobała mi się konstrukcja, treść z formą zawiązana na przemyślny supeł. Ach, i jeszcze „Ostatnie dni Rzeszy Wielkomorawskiej” – opowiadanie zabawne, ale przecież lekki dreszczyk egzystencjalnego lęku na plecach pozostawiło.

Ciernik: Tak, „Rzesza…” jest urocza! To takie współczesne opowiadanie o zaprzedaniu duszy. Podobały mi się też „Urodziny” Łukasza Hassliebe, bo choć troszkę wulgarne, to jednak z pomysłem i fajnym zakończeniem. Właściwie nie ma w tej antologii złych opowiadań. Może jedynie „Plac” Radka Światłowskiego był trochę słabszy.

Pokrzywnica: Ale to jest debiut! Jak na pierwszy raz, wyszło naprawdę nieźle, nie przesadzaj. Mnie za to zmęczył „Projekt przerywany” Jana Lete. Redaktora chyba zresztą też, bo to jedyny tekst w całym zbiorze, który zaatakował mnie rogatym bykiem: „ubrała płaszcz”.

Ciernik: Oj tam, drobnostka! A „Projekt” to całkiem zabawne opowiadanie! I jak ładnie autor buduje obraz Marianny W. z niedopowiedzeń! Dostajemy portret upierdliwej, ale utalentowanej autorki, na której wydawnictwo koniecznie chce zarobić. Podobali mi się bohaterowie, każdy ze swoją jazdą i parciem na sukces. Gra pozorów, że niby chodzi o coś więcej niż pieniądze. A na koniec dostali to, co sami dawali.

Pokrzywnica: No to wygląda na to, że każda potwora znajdzie swego amatora, a w antologii „Po godzinach” każdy czytelnik znajdzie swego smoka, który go wystraszy, oraz swoją księżniczkę, która go pokocha!

Ciernik: Ale się poetyczno-aforystyczna zrobiłaś!

piątek, 9 maja 2014

Wal Sadow „Iwan Super-Groźny”

Upolowane: Wal Sadow „Iwan Super-Groźny”, e-book

Ciernik: No i jak tu rozmawiać o zdobyczy tak małej i skromnej, a tak pobudzającej ślino… tfu, słowotok? Przecież „Iwan Super-Groźny” to zaledwie szkic szkicu połączony z zestawem teorii spiskowych i pochwałą anarchizmu!

Pokrzywnica: Tak? A ja myślałam, że to bajka dla niegrzecznych dzieci. Niemal klasyczna. Postacie ledwo zarysowane, bo nie o kreację bohaterów przecież chodzi, swoista cudowność (zbudowali niezwykłą zabawkę, ale nie wiadomo właściwie jak i jakie problemy musieli przy tym pokonać, a potem zabawka się zepsuła i zaczęła działać w niezrozumiały sposób), później bohater niespodziewanie spotyka pomocników (Tamara i narrator – oboje jak bajkowe dobre wróżki) a całość ma prosto i nieskomplikowanie prowadzić do morału. Z początku zapowiadało się na coś więcej, bo Patriarsze Prudy i wiadome klimaty, ale wyszła zwyczajna bajka.

Ciernik: Ale przyznaj, że po lekturze nabiera się chętki na rozmowy o Sztucznej Inteligencji!

Pokrzywnica: To prawda, ślinka cieknie, ale jak tu rozmawiać o SI, żeby było inteligentnie?

Ciernik: I niesztucznie?

Pokrzywnica: Właśnie! Parę dni temu, niczym złowieszcza kometa, przemknęło przez portale ostrzeżenie Stephena Hawkinga: Można sobie wyobrazić technologię, która przechytrzyłaby rynki finansowe, przerosłaby możliwościami ludzkich wynalazców, wywiodłaby w pole światowych przywódców i stworzyłaby broń, której nie będziemy w stanie zrozumieć.

Ciernik: Wypisz, wymaluj: Iwan Super-Groźny!

Pokrzywnica: Tylko że Iwan był źle zaprogramowany. Ale gdyby był zaprogramowany dobrze, to i tak nic by to nie zmieniło. Balibyśmy się nadal. A skąd pomysł, że taka SI w ogóle chciałaby rywalizować z ludźmi? Może miałaby nas głęboko w krzemowym nosie i zajmowała się ciekawszymi sprawami, niż nasze rynki finansowe i światowi przywódcy? Czemu tak chętnie narzucamy jej naszą własną perspektywę?

Ciernik: Boimy się. Boimy się tego, co nowe, choćbyśmy nawet rozumieli, że jego nadejście jest nieuniknione.

Pokrzywnica: I w tym strachu zaczynamy bredzić bez sensu. Przeczytałam gdzieś takie zdanie: Nawet najdoskonalsza symulacja funkcji mózgu nie zamieni się w prawdziwy mózg, przyjmujący prawdziwe stany fizyczne i doznający prawdziwych wrażeń. Tylko co to znaczy: prawdziwy? Już Lem zadawał takie pytania: w którym momencie lalka doskonała przestaje być lalką, a staje się czującą istotą? Gdzie jest granica między symulacją doskonałą a oryginałem? Musielibyśmy odpowiedzieć, że prawdziwe jest to, co znamy (na przykład umysł oparty na białkowym mózgu), a nieprawdziwe to, czego nie znamy (na przykład umysł oparty na mózgu krzemowym). A to przecież typowy lęk przed Obcym, ksenofobia – nic więcej.

Ciernik: Warto w ogóle rozdzielić dwie różne rzeczy: inteligencję i świadomość. Symulacja to coś, co nie jest świadome, tak? Ale mimo wszystko, to może być inteligentne. Bo jeśli coś symuluje procesy myślowe, robi niesamowite obliczenia przeróżnych danych w błyskawicznym czasie, to nawet nie posiadając prawdziwej świadomości, ciągle jest inteligentne. Z drugiej strony, coś może posiadać świadomość, a jednocześnie być głupie jak but (wystarczy włączyć telewizję, żeby zrozumieć co mam na myśli). Co w zasadzie chcą osiągnąć naukowcy: Sztuczną Inteligencję czy Sztuczną Świadomość? Której z nich tak naprawdę się obawiamy?

Pokrzywnica: Masz rację. Od takiego rozróżnienia powinniśmy byli zacząć. SI wykreowana przez Wala Sadowa wydaje się działać jak istota świadoma, lecz głupia jak but…

Ciernik: SI taka, jak przedstawia ją popkultura, w czasach (bliższych czy dalszych) kiedy rzeczywiście się pojawi, na pewno będzie połączona z siecią www czy inną wówczas istniejącą. Ale wtedy z siecią będzie połączone wszystko. I stąd pewnie bierze się część obaw: taka SI będzie miała szybki i bezproblemowy dostęp do wszystkiego. Warto jednak zapytać, czy my sami będziemy wtedy jeszcze ludźmi. Może zawartość krzemu (grafenu?) w naszych ciałach będzie tak duża, że z dzisiejszego punktu widzenia bardziej będziemy przypominać inteligentne odkurzacze?

Pokrzywnica: Tak! Jesteśmy w coraz większym stopniu cyborgami – w którym momencie powinniśmy uznać samych siebie za nieprawdziwych? Sztuczne zęby pozbawiają ich posiadaczy człowieczeństwa? Sztuczne nogi? Sztuczne nerki? Sztuczne neurony? Nie. Nawet aplikując sobie sztuczne uczucia i sztuczne, chemiczne objawienia, nadal uważamy, że jesteśmy prawdziwi. To czemuż istota zbudowana z krzemu miałaby być mniej od nas prawdziwa, czy bardziej groźna? Myślimy tak, ponieważ boimy się Obcego. Nawet tego (a może najbardziej właśnie tego?) w lustrze.

Ciernik: Myślę, że z tym lustrem powinniśmy się czym prędzej oswoić. Jestem zdania, że szybciej nastąpi przeniesienie ludzkiej świadomości do maszyny, niż stworzenie od podstaw rzeczywiście rozumnej SI. A gdy sami będziemy maszynami, przestanie nam przeszkadzać czyjś krzemowy nos.

A teraz wybacz, muszę kończyć, bo jestem umówiony na spotkanie z Ewą, SI z Orange. Lubię z nią czasem poświntuszyć.

niedziela, 4 maja 2014

Najwspanialszy prezent

Zwierzęce zabawy literackie: Najwspanialszy prezent

Zabawa, w której przekształcamy własne doświadczenia w prozę. Opisz najwspanialszy prezent, jaki zdarzyło Ci się dostać w życiu. Uwaga: koniecznie w narracji trzecioosobowej i w czasie przyszłym (czyli: to się zaraz wydarzy)!

Limit znaków: 3000. Jeśli chcesz, możesz przysłać nam swój tekst o najwspanialszym prezencie – jeśli nam się spodoba, opublikujemy go w dziale Zwierzęce zabawy literackie.

pokrzywnica(małpisko)leniwiecliteracki.pl`