czwartek, 28 sierpnia 2014

Wakacje!

Na następną dyskusję musicie poczekać troszkę dłużej, bo właśnie czytamy pewną bardzo grubą antologię...

niedziela, 17 sierpnia 2014

Kwestia smaku

Zwierzęce zabawy literackie: Kwestia smaku

Gdyby Twoja ulubiona potrawa była postacią, to jak by się zachowywała? Jaki miałaby temperament, zwyczaje, marzenia? Jak by się ubierała, jak poruszała, co mówiła? Opisz ją – może to być zwykły opis albo monolog postaci.

Limit znaków: 4000. Jeśli chcesz, możesz przysłać nam swój tekst o ulubionej potrawie – jeśli nam się spodoba, opublikujemy go w dziale Zwierzęce zabawy literackie.

pokrzywnica(małpisko)leniwiecliteracki.pl

niedziela, 10 sierpnia 2014

Ugryź się w ogon! - zabawa SzejkaZbira

Zwierzęce zabawy literackie: Ugryź się w ogon! – realizacja


Zobaczcie, w kogo wcielił się SzejkZbir!

Jedna łapa, druga łapa, grzbiet. Usiąść. Ziewnąć. Wygładzić wąsy.

Za długo spałem. Śniło mi się, że łowiłem ryby i wdepnąłem tylną łapą w błoto. Zdrętwiała. Liżę i liżę, i wciąż czuję to śliskie, oblepiające, zimne… Fuuuu! Ohyda. Ale już lepiej, tylko w brzuchu strasznie mi burczy. Trzeba coś zjeść. Gdzie jakiś karmiciel? Halo? Jest tu kto? Miska pusta! Hej!

Nikogo nie ma. Pewnie poszli na polowanie. Może też zapoluję, tylko na co? Pająk? Eeee, za wysoko, trzeba by wskoczyć na szafkę, potem na ten duży regał, a tam pełno książek, zaraz któraś spadnie i narobi hałasu. Po co im tyle tych książek? Wcale nie są wygodne, no, może z wyjątkiem albumu, na nim nawet przyjemnie się leży, jest gładki i ładnie pachnie.

A może wejdę na biurko? Tam jest komputer. Lubię jak mruczy.

E, nie mruczy. Pewnie wyłączony. Lepiej zejdę. Co tak bzyczy? O, znowu. Mucha! Śliczna, tłuściutka mucha! Złapię! Zjem! Z lewej! Skok! Przewrót przez grzbiet! Jest! A nie, jednak uciekła. Z drugiej łapy ją! Pazurem, pazurem! Och, ty! Gdzie się schowałaś? No chodź, moja śliczna, chodź mój bzykający deserku! A, mam cię! Pędem, galopem, i zwrot, i z powrotem, niech lecą szpargały, niech lecą kwiaty doniczkowe, niech świat się wali i niech zamiera w podziwie dla mojego kunsztu łowieckiego! Jestem myśliwym, jestem mistrzem, jestem najlepszy we wszechświecie! Nic mi nie umknie, moje oko widzi wszystko, moje sprężyste ciało może wszystko, nawet zjechać po firance!

Sprytna mucha trzyma się z tyłu i znika z pola widzenia. Ja ją z prawej, ona w lewo, ja ją  z lewej, ona w prawo. Nie szkodzi. Trzeba sposobem. Poleżę. Muszę uśpić jej czujność. Wyczuć moment. Teraz!

Mam cię! Gryziesz?! Spokojnie, mój deserku, i tak mi nie uciekniesz! Duża jesteś! Hm. Bardzo duża! I masz, tfu, tfu, masz… Futro? Pfuj! Coś mi to przypomina… Zaraz, zaraz… Czy ja nie mam z tyłu…

No tak. Ogon.

sobota, 2 sierpnia 2014

Michał Węgrzyński, „Odrzucone Zasady”

Upolowane:  Michał Węgrzyński, „Odrzucone Zasady”, e-book

Pokrzywnica: Uff. Miało być coś ciekawego dla urozmaicenia diety, a okazało się, że to puszka dmuchanego ryżu.

Ciernik: Poradniki czasem bywają ciekawe. Ale nie ten. Po pierwsze: rzecz jest koszmarnie napisana, zero redakcji, zero korekty. Po drugie i najważniejsze: tam nie ma nic interesującego. Wszystko już gdzieś czytałem i to w lepszej wersji. To jakaś przemielona papka truizmów i sloganów, a nie żaden poradnik!

Pokrzywnica: Otóż właśnie. Nie ma w „Odrzuconych Zasadach” nic nowego, nic odkrywczego, nic choćby ciut głębszego i nic (wbrew pozorom!) osobistego. I dlatego strasznie mi dało do myślenia. Jak sądzisz, dlaczego ta książka w ogóle powstała? Skąd się wzięła?

Ciernik: Odnoszę wrażenie, że z parcia na szkło.

Pokrzywnica: Ten pseudoporadnik coś mi nieustannie przywoływał z pamięci, ale długo nie mogłam sobie uświadomić, co to takiego. Ot, taki zamazany przebłysk czegoś uchwyconego kątem oka. Dopiero po kilku dniach mi się przypomniało: widziałam kiedyś w telewizji, w jakimś programie typu Rozmówki na Wstrząsające Tematy śliczną, młodą dziewczynę – początkującą aktorkę porno. Zapytali ją, czy lubi to, co robi. Czy podobał jej się partner, z którym kręciła ostatnio film. Ona odpowiedziała, że nie, ale to jej praca, więc robi co trzeba, bo za to jej płacą. Zapytali ją wtedy, czy nie uważa, że to prostytucja?  A ona odpowiedziała tak: Prostytutka to jest taka, co stoi gdzieś pod latarnią. I będzie tam stała za dziesięć lat. A ja robię karierę i za te dziesięć lat będę gwiazdą, nie prostytutką.

Ta dziewczyna nie zauważała podobieństw między gwiazdą porno i zwykłą dziwką. Dostrzegała  tylko różnice: prostytutka pod latarnią, a gwiazda w luksusowej limuzynie z kieliszkiem szampana. Dla niej istotą rzeczy było jedynie wrażenie. Ono decydowało o wszystkim. Tego, co kryje się pod spodem, treści, w ogóle nie zauważała. I tak też jest z tym poradnikiem: e-book sprawia wrażenie i to wystarczy, żeby go za poradnik uważać. Wystarczy sprawiać wrażenie, że się jest gwiazdą i wielu potwierdzi, że się jest. Wystarczy sprawiać wrażenie, że się jest mądrym i wielu potwierdzi, że tak jest.

Cała energia idzie w sprawianie wrażenia. Autorytetem nie staje się ten, kto mówi sensownie, lecz ten, kto sprawia wrażenie, że tak jest. Aby odnieść sukces, nie należy czegoś robić. Należy tylko sugestywnie i pracowicie sprawiać wrażenie, że się to robi. Nikt nas nie zdemaskuje, bo większość ludzi, jak ta dziewczyna od filmów porno, nie zauważa nic, poza wrażeniem. Nie potrafi. To chyba jedna z tych zmian w naszych mózgach, do których doprowadziła cyfryzacja – niezdolność odróżniania złudzenia od treści, reklamy od produktu, wirtualu od realu, zapachu od smaku. Wystarczy, że autor twierdzi, że podaje rzetelne informacje. Robić tego już nie musi. Wystarczy, że twierdzi, iż zna receptę na życie i może doradzać, nauczać oraz pouczać. Może sam w to wierzy, może tylko udaje. To bez znaczenia, jak bez znaczenia są uczucia tej młodziutkiej aktorki. Liczy się sukces, a sukces to wrażenie. Treść nie jest ważna.

Parcie na szkło, mówisz? A nawet jeżeli, to objawem czego jest takie parcie? Z jakim pragnieniem zdradza się ktoś, kto pisze taki poradnik, nie mając w istocie nic wartościowego do powiedzenia?

Ciernik: To mi się kojarzy z takimi z blogami, których w necie jest masa, a które nie mają nic poza contentem, czyli treścią stworzoną po to, żeby przyciągnąć czytelników/oglądaczy/klikaczy, czyli tak naprawdę reklamobiorców. Takiego bloga tworzy zazwyczaj ktoś, kto chce zostać internetowym celebrytą, i jak większość celebrytów, nie ma do powiedzenia nic poza banałami. Albo tworzy go automatyczny agregator contentu. Co w sumie na jedno wychodzi, mamy do czynienia z wydmuszką.

Pokrzywnica: Dla mnie ta książka to wyznanie: Chcę być guru, chcę, żebyście mnie słuchali. Może autor pragnie tego dla kasy, może z przekonania, nie wiem. Ale to pragnienie wyłazi z każdego zdania. I w sumie nic w tym złego – pragnienie jak pragnienie, tylko dlaczego nie zostało wypowiedziane wprost? Niech ktoś mnie zauważy, niech ktoś mnie wysłucha – to chyba najpowszechniejszy głód naszych czasów. Gdyby autor opowiedział właśnie o tym, mógłby trafić do wielu serc (oczywiście musiałby jeszcze najpierw nauczyć się pisać, ale to jest do zrobienia). Zamiast tego woli udawać, mydlić oczy, ślizgać się po płyciźnie i nawet nie ukrywa, że odbiorców ma za kompletnych idiotów, którzy nie wiedzą, kim był Sokrates, a ich jedynym źródłem wiedzy jest wuj Google. A może rzeczywiście tak jest? Może faktycznie takich odbiorców jest wielu i autor wie co robi, odkrywając przed nimi Amerykę odkrytą już po wielokroć i po wielokroć (tylko lepiej) opisaną? Mówisz, że to cynizm. A może naiwność? Może on naprawdę myśli, że posiadł mądrość niezmierzoną, tak jak myśli człowiek w wieku lat nastu, gdy wydaje mu się, że wyważa drzwi, bo nie wie, że te drzwi od lat są szeroko otwarte? Czasem to pisanie Michała Węgrzyńskiego wygląda jak popis ignorancji, czasem jak zwyczajna impertynencja.

Ciernik: A czasem jak prostacki lans. Żyjemy w epoce kultu sprzedaży, który idzie w parze z kultem młodości. W tym kierunku idzie świat. Co ciekawe, największy nacisk jest właśnie na młodych ludzi, ale też oni sprzedają się najlepiej. Czy to od strony seksualnej, płciowej, czy jakiejkolwiek innej. Starsi, szczególnie starsze kobiety, wypadają z tego albo poddają się szaleńczej pogoni za uciekającą młodością. Właśnie po to, żeby utrzymać opakowanie w stanie wiecznie młodym, podtrzymać wrażenie. Bo do wnętrza i tak nikt nie zagląda. Autor to tylko potwierdza, pisząc: „Wystarczy spojrzeć na osoby po 30 roku życia i starsze. Jest im niewątpliwie trudno przyjąć do wiadomości, że coś może być inne niż początkowo myśleli. Mało jest ludzi, którzy faktycznie się zastanowią lub chociaż spróbują przez chwilę pomyśleć nad jakimś tematem. Jest to zbyt wymagające i trudne do przebicia przez mury schematów zakorzenionych w ich umysłach”.

Pokrzywnica: No tak. Ciekawe, ile lat ma Michał Węgrzyński, samozwańczy specjalista od umysłów. Bo o tym, że hasło Nie wierz nikomu powyżej 30-tki było jednym ze sztandarowych haseł rewolucji  hippisowskiej w końcówce lat 60. ubiegłego wieku, jakoś nie wspomina. Nie wie? Czy też nie uznał za stosowne przyznać, że przed nim istnieli inni „odrzucający zasady”? Ignorancja czy impertynencja? I tak jest ciągle w tej książce – cudze myśli, które dawno już się sprawdziły (albo nie) i przeminęły, autor podaje jako swoje własne epokowe odkrycia. A żeby było śmieszniej, sam co i rusz prezentuje własne „mury schematów zakorzenione w umyśle” (czyżby był po 30-tce?) jak choćby tu: „Z mojego punktu widzenia, często osoby starsze są zwykle po prostu bardziej strachliwe i bogobojne nie z wyboru, lecz z ukształtowania przez jeszcze dalsze pokolenie”. Czymże jest niepoparte niczym twierdzenie, że starzy ludzie są strachliwi i bogobojni, jeśli nie zwyczajnym stereotypem? Z iloma staruszkami autor rozmawiał? Ilu historii wysłuchał? Jakie ma dowody na swoje twierdzenie o ich „bogobojności i strachliwości”? Ci hippisi, którzy kiedyś mówili: Nie wierz nikomu po 30-tce, mają obecnie 60-70 lat. Mogliby powiedzieć wiele ciekawych rzeczy o odrzucaniu zasad. Ale to autora nie interesuje. Autora nie interesuje w ogóle nic, poza nim samym. I dlatego siebie samego kreuje na wyrocznię, bowiem na niczym innym, poza własnym ja się nie zna.

Ciernik: Być może to jakiś rodzaj gorliwości neofity (z tym kojarzy mi się ta wyczuwalna wyższość, jaka bije z jego słów) kogoś, kto zaczął poznawać świat przefiltrowany przez mądrość innych ludzi (bo neofita przecież nigdy nie naucza, on ewangelizuje, używając cudzych treści, słów mistrzów). Fajnie, że coś go poruszyło. Niefajnie, że wciska to innym w takim sposób.

Pokrzywnica: O ile samo marzenie: Chcę być autorytetem wydaje mi się w porządku, o tyle próby jego spełniania psim swędem i na skróty zupełnie mi się nie podobają. Trącą niechęcią do ciężkiej pracy: nie zapoznam się z tym, co wymyślili inni przede mną, nie poszukam nowych, nieprzetartych jeszcze ścieżek, nie pozbieram doświadczeń, tylko już, teraz, dziś, będę głosił, choćby to były bzdury. Będę pisał i wydawał, chociaż nie umiem budować poprawnych zdań i nie znam znaczenia słów, których używam. Będę nauczał i pouczał, bo jajajaja (znów ta choroba drobiu!) zajrzałem do wyszukiwarki i przeczytałem pięć poradników, a zatem już wiem, jak żyć i zaraz was oświecę. A pomysł przecież wcale nie taki z gruntu zły, tylko żeby powstało coś wartościowego, potrzeba pracy, troski i czasu.

A może wcale nie? W końcu teraz wszystko robi się szybko i po łebkach, to może pseudomądrość w proszku i poradnik bez sensu też jest OK?

Ciernik: Wiesz co? A może my przesadzamy, traktując poważnie tego malutkiego (raptem niecałe  50 stron) e-booka? Może oczekujemy nie wiadomo jakiego makijażu, podczas gdy autor jest taką dorastającą dziewczyną, która pierwszy raz dostała do ręki szminkę?