sobota, 15 marca 2014

Marta Magaczewska „Bahama Yellow”

Upolowane:  Marta Magaczewska „Bahama Yellow”, papier

Pokrzywnica: Ciernik poluje hen, daleko. Wypłynął na szerokie wody i nawet nie dzwoni. Z kim by tu porozmawiać… Może z Kotem?

Kot Dachowiec: Miauuu, chętnie. Kot z rozkoszą podyskutuje nad upolowaną zwierzyną.



Pokrzywnica: Mam nadzieję, że nie zjesz przy okazji także mnie… Może to zbytek ostrożności, ale z Kotami nigdy nic nie wiadomo.

Kot Dachowiec: Ptaszki są niczego sobie, ale nie przepadam za Pokrzywnicami. Są łykowate i mają za dużo piór! Mam tu coś smaczniejszego: „Bahama Yellow” Marty Magaczewskiej, powieść wydaną przez wydawnictwo JanKa. To jedna z tych książek, o których mało kto słyszał, mimo że zasługują na znacznie większą popularność. W dobie, gdy wiele zależy od reklamy i promocji, nierzadko zdarza się, że perełki giną w masie, bo nikt nie zrobił wokół nich wystarczająco dużo szumu.

Pokrzywnica: A czy popularne nie znaczy lekkie? To nie jest lekka książka.

Kot Dachowiec: Fakt. Nie jest lekka. Została napisana bardzo przystępnym językiem, ale jej treść jest porażająco ponura. W krzywym zwierciadle pokazuje różne czarne strony ludzkiej natury, umiejętnie gra odwołaniami, skojarzeniami i cholernie daje do myślenia.

Pokrzywnica: Mnie ta powieść wręcz wystraszyła! Czytałam, czytałam… połowa, trzy czwarte… a ja wciąż nie wiedziałam, gdzie właściwie jestem i o co chodzi w tym świecie. Przeczytałam do końca i… nadal nic. Dopiero kilka słów Marty Magaczewskiej na skrzydełku okładki rozjaśniło mrok. Nie odnalazłam tego klucza sama, musiałam go otrzymać od autorki, podpowiedź musiała przyjść spoza tekstu. Błąd? Może nie, ale chyba szkoda, że to wyjaśnienie, jeśli już nie jest wplecione w opowieść, to nie zostało chociaż podane we wstępie, tylko na końcu. Jest naprawdę ważne: „Zastanowiło mnie, w jaki sposób zachodziła przemiana zwierzęcia w istotę ludzką. Kiedy ta istota zaczęła czuć i myśleć; i co też czuła i myślała. Jak człowiek fizyczny ewoluował w metafizycznego”.

A Tobie, Kocie, jak szło szukanie klucza?

Kot Dachowiec: Znalazłam własny, a nawet dwa!

Po pierwsze: każdy z głównych bohaterów reprezentuje jakąś chorobę psychiczną czy zaburzenie. Mamy alkoholika, erotomankę, nekrofila, psychopatę o morderczych skłonnościach, schizofreniczkę (moim zdaniem zobojętnienie Lali pasuje do schizofrenii prostej), człowieka obsesyjnie zainteresowanego religią i nadwrażliwca cierpiącego na love-shyness, czyli nieumiejętność nawiązywania relacji z płcią przeciwną. Miejsce akcji – Zakład DOPC prowadzony przez Tabiołkę – to tak naprawdę szpital dla obłąkanych.

Po drugie: imiona większości bohaterów to w tradycji słowiańskiej imiona diabłów. Lelech (Lelek) to bies namawiający do złych uczynków albo dusza zmarłego w postaci czarnego ptaka, kwiląca żałosnym głosem. Koffel to u Kaszubów demon pijaństwa. Skomroch (Skamżoch) - również imię własne diabła kaszubskiego. Lala – imię diabła z regionu sandomierskiego (wymieniam za „Encyklopedią demonów”, Wydawnictwo ASTRUM, Wrocław 2000). Czyli ten szpital dla obłąkanych jest jednocześnie piekłem.

Pokrzywnica: Coś takiego! A ja w Skomrochu widziałam Chrystusa (ale nie powiem, dlaczego; kto chce wiedzieć, niech przeczyta). Ale to za pierwszym razem. Przy drugim czytaniu, idąc za sugestią autorki, widziałam w nim ślepą odnogę ewolucji – przedstawiciela nieistniejącego gatunku człowieka, który nie przyjął (nie chciał przyjąć!) mowy. Tacy moglibyśmy być, gdybyśmy woleli kierować się zapachem, uważną obserwacją ruchów i intuicją, a nie słowem. Gdyby nie język, nasz gatunek mógłby rozwijać się właśnie tak.

Kot Dachowiec: A, oczywiście, też miałam pierwsze z wymienionych skojarzeń. Bo przecież w tym szpitalu dla obłąkanych czy też piekle, gdzie na małej przestrzeni kłębią się wszelkie możliwe odchyły i mroczności, dochodzi w pewnym momencie do ofiary, która ma na celu „odkupienie grzechów” (i może rzeczywiście nie mówmy nic więcej, żeby nie zdradzać szczegółów). Bardzo mi się podobał ten pomysł, to odniesienie.

Pokrzywnica: A kto jest, według Ciebie, erotomanką?

Kot Dachowiec: Tabiołka. Chociaż to właściwie nie tyle erotomania, co hiperseksualność – ciągła, wyniszczająca i uporczywa potrzeba uprawiania stosunków płciowych, przesłaniająca inne potrzeby człowieka. Ale Tabiołce nie chodzi o przyjemność z seksu, tylko o kontrolę nad mężczyznami, potwierdzenie swojej kobiecej władzy nad ich popędami, wykorzystanie ich. To wielka manipulantka, tak wielka, że okłamuje nawet siebie (o czym dowiadujemy się w końcówce). Tak odczytałam tę postać.

Pokrzywnica: Mnie do niej hiperseksualność nie pasuje. I żądza władzy, tak naprawdę, też nie. Jej nie chodzi o seks, tylko o dziecko. To jest samica. Jeszcze nie kobieta, tylko zwierzę, którego celem jest rozmnożyć się za wszelką cenę. Jej władza jest naturalna, jak władza najstarszej słonicy w stadzie. Ale w końcu tę władzę oddaje – mężczyźnie. Odczytałam to jako przejście od matriarchatu do patriarchatu. I wtedy wszystko zaczyna funkcjonować inaczej, bo ten mężczyzna też jest jeszcze zwierzęciem i kieruje się instynktem, ale innym: instynktem walki. Wtedy zaczyna się rywalizacja o władzę w stadzie, wtedy też ewolucja przyspiesza, a przegrani są eliminowani.

Kot Dachowiec: Całkiem zgrabna interpretacja, tylko że nie zgadza się jeden kluczowy szczegół: Tabiołka przecież nie może…

Pokrzywnica: No tak, my się o tym dowiadujemy na końcu, ale ona wie przez cały czas, że nie może…

Kot Dachowiec: Ciiiiii! Nie zdradzajmy zbyt wiele!

Pokrzywnica: A jak interpretujesz postać Lali? Ona jest bardzo nieoczywista.

Kot Dachowiec: Miałam kilka skojarzeń. Lala jest niewinna, naiwna, szoruje podłogi w Zakładzie, a jej relacja z Tabiołką wpisuje się w archetyp: macocha-pasierbica, starzejąca się kobieta zazdrosna o młodszą. Kopciuszek i Królewna Śnieżka w jednym?

Poza tym Lala próbuje uciec z Zakładu, ale tylko po to, żeby wpaść w kolejną niewolę. Zastanawiałam się, czemu po opuszczeniu Zakładu momentalnie obojętnieje, wpada w stan, który skojarzył mi się ze schizofrenią (brak woli działania, zaburzony kontakt z rzeczywistością, zamarcie w bezruchu). Idąc tropem skojarzeń ze świata zwierzęcego, czy chodziło po prostu o to, że wyrwana ze swojego naturalnego środowiska nie potrafi funkcjonować?

Pokrzywnica: Może to jest Kopciuszek, Śnieżka i… Śpiąca Królewna w jednym? Ciekawe, że jest to jedyna osoba w Zakładzie, która nawiązuje jakąkolwiek więź ze Skomrochem. A on z nią. Tylko że nic z tego porozumienia nie wynika. W Lali tkwi jakaś tajemnica, może trzeba przeczytać powieść jeszcze kilka razy, żeby ją odkryć. W ogóle wydaje mi się, że „Bahama Yellow” to jedna z tych książek, które można czytać wielokrotnie i za każdym razem odkryć coś nowego.

Kot Dachowiec: Zgadzam się. Nawet tytuł intryguje dwuznacznością: bahama yellow to optymistyczny odcień słonecznej żółci, ale żółć jest gorzka.

Doceniając wszystkie zalety tej książki, muszę jednak przyznać, że według mnie, ma jedną wadę: stężenie posępności (momentami w groteskowym, tragikomicznym wydaniu) niemal przekroczyło moje granice tolerancji. To trochę zniechęca do powtórnej lektury. Nie dopatrzyłam się ani jednego promyczka optymizmu, a końcowa katastrofa nie przynosi katharsis. Obawiam się, że dla wielu osób to może być przy lekturze jeszcze większy problem niż dla mnie.

Pokrzywnica: Myślę, że właśnie dlatego ta książka nie ma szans na popularność, chociaż jest ciekawa, bardzo sprawnie napisana i ładnie wydana. Ale stawia odbiorcy wymagania: stanowi wyzwanie zarówno intelektualne, jak i emocjonalne. W takie światy nie wkracza się bezkarnie.

Kot Dachowiec: To bardzo smutna konkluzja, ale myślę, że przesadzona. „Bahama Yellow” to z pewnością nie jest literatura rozrywkowa, ale przecież jest wielu czytelników, którzy lubią wyzwania. „W takie światy nie wkracza się bezkarnie”? To prawda. I bardzo dobrze, że są takie powieści.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz