niedziela, 1 listopada 2015

Jarosław Prusiński „Vortex”

Upolowane: Jarosław Prusiński „Vortex”, e-book

Pokrzywnica: „Vortex”, czyli śledź, mydło i powidło. Kilka opowiadań SF, kilka fantasy, po prostu reklamówka.

Ciernik: Tak, właśnie jako reklamówkę należy ten krótki zbiór opowiadań traktować. Ja byłem odrobinę zirytowany, bo we wstępie autor twierdzi, iż „fragmenty są tak skonstruowane, że stanowią odrębną całość” oraz obiecuje, że nie zostawi nikogo „z uczuciem nagle przerwanej fabuły”. A ja właśnie z takim uczuciem zostałem! „Noel 12” zapowiadał się całkiem ciekawie, ale okazał się jak to cielę, które dobrze żarło i nagle zdechło. W ogóle opowiadania są może nie porywające, ale całkiem przyzwoite – „Security” z karykaturalnie przerysowanymi sytuacjami z naszego świata, gorzkawa „Katastrofa”.

Pokrzywnica: Ja się przy lekturze trochę wyprowadziłam w pole. Zaczynało się od SF, ale to SF błyskawicznie zapomniałam. Nie było tragiczne, ale nie było tam też nic, co zatrzymałoby moją uwagę na dłużej, niż na kilka chwil. Potem zaczęły się historie fantasy i tu... ciekawostka. Ja nie przepadam za fantasy. Zazwyczaj mnie nudzi. A te opowieści mnie wciągnęły. Zapamiętałam je. No i jestem w rozterce. Bo te trzy opowiadania, które można potraktować jako reklamę trylogii „Szary mag”, spełniły swoje zadanie. Tylko że ja przecież nie kupię trylogii fantasy! Zresztą, czy ją można w ogóle kupić? Reklama jest. O dostępności reklamowanego produktu nic nie wiem. Ale może to bez znaczenia, bo i tak bym nie kupiła? Sama nie wiem, co o tym myśleć...

Ciernik: Właściwie każde z tych opowiadań zawiera jakieś ciekawe smaczki. To nie jest nic specjalnego, żadnych rewolucyjnych odkryć, ale przyjemnie się czytało. Choćby opowiadanie „Vortex” i rozważania o intersubiektywizmie rzeczywistości. Ale też mam wrażenie, że fantasy wychodzi autorowi trochę lepiej niż SF.

Pokrzywnica: I to jest ciekawa sprawa. Bo dlaczego? Nie ma tam nic specjalnego, a jednak... chciałoby się to czytać. Chyba bardziej niż SF, prawda? A co w ogóle sądzisz o wydawaniu takich e-booków – reklamówek prezentujących możliwości autora?

Ciernik: Nie widzę w tym nic złego, pod warunkiem że autor wykłada kawę na ławę: to jest głównie reklama, te a te teksty były darmowe tu i tu, a te a te fragmenty to część powieści. Wtedy człowiek może zadecydować, czy warto wydać kasę na reklamę (przydałoby się wsadzić do niej również coś całkiem nowego, żeby przyciągnąć osoby zaznajomione już z twórczością autora).

Pokrzywnica: A nie uważasz, że e-book reklamowy powinien być darmowy? Za „Vortex” trzeba było zapłacić, co prawda grosze (dosłownie niecałą złotówkę), ale jednak.

Ciernik: To zależy. Jeśli składałby się tylko z fragmentów jakiejś większej całości, to powinien być darmowy, ale jeżeli autor dodaje coś ekstra, na przykład opowiadania nigdzie wcześniej niepublikowane, to może być płatny, choć uważam, że nie powinien kosztować dużo. W przypadku e-booka Jarosława Prusińskiego cena jest, moim zdaniem, w porządku. Taki reklamowy e-book to przecież ma być zachęta, więc musi być dobra. Czasem rolę haczyka może odegrać nie fragment czegoś, co jest reklamowane, ale właśnie jakieś nowe opowiadanie.

Pokrzywnica: A jak to w praktyce podziałało… Hm. Gdybym lubiła fantasy, to chciałabym tego „Szarego maga” przeczytać. Ale nawet nie lubiąc, zastanawiam się. Bardzo spodobało mi się, że bohaterka poznaje różne perspektywy – tutaj autor użył świetnego symbolu – białej obręczy na czarnym tle albo... czarnego punktu na czarnym tle i obręczy jako jego konturu. Wszystko zależy od punktu widzenia. Od sposobu patrzenia i rozumienia. Jeśli ta trylogia cała jest taka, to nieważne, że fantasy. Ale czy jest? Może autor pokazał tylko kluczowy moment zmiany, zrozumienia? Zrozumienia, że istnieje wiele możliwych zrozumień?

Ciernik: Sugerujesz, że te fragmenty są jak trailery do hollywoodzkich filmów? Pokazują wszystko, co najlepsze i często same w sobie są lepsze niż cały film?

Pokrzywnica: Tak. Mam wątpliwości. Tym większe, że to nie jest film mojego ulubionego gatunku. Ale jednak kusi. Jestem w kropce. Przeszkadza mi trochę, że nawet nie wiem, czy ta trylogia została wydana? Kiedy, gdzie, przez kogo? Można ją kupić? Bo może... Gdybym miała te informacje, to może jednak zdecydowałabym się? Wiesz, taki e-book reklamówkowy to może być niezły pomysł. Wprawi odbiorcę w takie właśnie wahanie, może skusi? Jest to jakaś alternatywa – zamiast opowiadań w czasopismach, taki e-book. To może zadziałać. Tylko że moim zdaniem, powinien jednak być darmowy. A czy powinien być robiony właśnie tak jak hollywoodzki trailer? Czy powinno być w nim to, co najlepsze? Czy jednak to powinna być tylko zachęta, a fajerwerki to już w samej reklamowanej książce? Ale jeśli tak, to co zrobić, żeby taka zachęta była skuteczna?

Ciernik: Mnie pytasz? A czy Ty wiesz, że to jest cała sztuka? W USA istnieją nawet osobne kierunki studiów, na których uczy się, jak robić trailery! Skąd ja, zwykła ryba, miałbym to wiedzieć? Ja wiem tylko, że zachęta musi być na tyle dobra, żeby okazała się skuteczna. A co skutecznie zachęca mnie? Na przykład opinie znajomych, którzy mają gust podobny do mojego. Dobrze dobrany fragment też może mnie zachęcić, ale musi frapować, wciągać, intrygować już od pierwszej chwili. To jest tak jak z szybkimi randkami…

Pokrzywnica: Szybkie randki. Coś w tym jest… Tylko ja taka jakaś powolna i niezdecydowana – wdać się w romans z tym „Szarym magiem” czy nie?

Ciernik: Najpierw musiałabyś go odnaleźć...

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawa dyskusja, po lekturze miałam podobne odczucia.

    OdpowiedzUsuń