sobota, 24 sierpnia 2013

Karolina Wilczyńska, "Performens"

Upolowane: Karolina Wilczyńska „Performens”, e-book

Pokrzywnica: Pożeranie książek bywa niebezpieczne. Zabrałam się do konsumowania „Performensu” Karoliny Wilczyńskiej, a ta książka się na mnie rzuciła i mnie pogryzła! Pióra mi z ogona powyrywała! No, jak tak można?

Ciernik: Ha! Ja też jestem pozytywnie zaskoczony, że coś, co z pozoru wyglądało jak serial „Rancho”, rozwinęło się w tak nieoczekiwanym kierunku!

Pokrzywnica: Bo ta Wilczyńska to jest sprytna lisica! Czytasz sobie leniwie, tu trawkę skubniesz, tam soczku popijesz, jesteś pewny swego, bo myślisz: Ech, nic nowego, już my znamy te historie o kobietach, które zaczynają nowe życie w sielskich klimatach, ziew! A wtedy autorka znienacka: Chaps! I już Cię ma!

Ciernik: Tak. Trzeba przyznać, że ładnie posłużyła się schematem – zrealizowała go do bólu, wprowadziła nas w sztampowy świat, by ostatecznie wywrócić wszystko na lewą stronę i zgrabnie się wywinąć. Bo przecież mamy tu wszystko, co w tego typu (narażę się niektórym, ale jednak użyję tego określenia: kobiecej) literaturze powinno być: zamożną bohaterkę, która pragnie zmienić swoje życie, miłość i jednocześnie lęk przed zaangażowaniem, tajemnicę do odkrycia i całą galerię postaci, z wioskowym głupkiem i niby to mądrym, dobrotliwym księdzem na czele. Pachnie Grocholą! Ale na szczęście autorka „Performensu” nie poszła na łatwiznę.

Pokrzywnica: Bo to wszystko jest zmyłką! Popatrz, co autorka robi odbiorcy: wydobywa na wierzch i uruchamia Wścibską Babę (bo każdy z nas ma w sobie taką łasą na plotki, Wścibską Babę, każdy, Ty też!) a potem tę Babę umiejętnie podkarmia i tuczy. Cali zadowoleni, że rozpoznaliśmy schemat, rozsiadamy się wygodnie i myślimy sobie: A, wiem co będzie dalej, ale poczytam, tak z ciekawości, jak tam sobie ta bohaterka radzi na wsi i jak się ten romans rozwinie... No i jak już całkiem stracimy czujność, to autorka tak nam przysoli, że się nogami nakryjemy. Bo nagle się okazuje, że to wcale nie jest książka o „performensie”, tylko ten „performens” właśnie się odbywa, a my, czytelnicy,  jesteśmy jego uczestnikami! Autorka niby to podsuwa nam lekką rozrywkę, a tak naprawdę, za jej pomocą próbuje nam coś zrobić! I to jej się udaje! Odkładasz tę powieść z poczuciem, że coś się zmieniło, coś się zdarzyło, w czymś wziąłeś udział. I to jest bardzo fajne. Na poziomie interakcji z odbiorcą Wilczyńska jest świetna. Trochę gorzej z językiem.

Ciernik: Językowo to jest robota rzemieślnika. Fajerwerków nie ma, kolców mi nie urwało, ale też nie jest źle. Trochę przezroczysty ten styl, bez polotu, czyli właśnie taki, jakim się teraz pisze książki rozrywkowe. No i niestety znów słabo z korektą. Tym razem w wersji .pdf jest spory problem z dialogami podzielonymi nielogicznie tam, gdzie nie powinny.

Pokrzywnica:  Na samym początku stylistycznie jest średnio – nadmiar imiesłowów, powtórzenia. Miejscami dialogi brzmią trochę sztucznie. Ale to się potem ładnie rozkręca, wygładza, chociaż od czasu do czasu można się o coś potknąć. Jedno powtórzenie mnie rozbawiło i zarazem wzruszyło: „Ciiii... – Uciszył ją ruchem ręki. Ból głowy jakby przycichł”. Oczami wyobraźni zobaczyłam w tym momencie piszącą autorkę, której ględzą nad głową, hałasują, przeszkadzają i ona tak prosi, błaga o tę ciszę, że aż jej się to do książki przelewa. Nie wolno, pod żadnym pozorem nie wolno przeszkadzać pisarzom, bo potem mamy takie kwiatki w powieściach! Ale takich potknięć jest niewiele, natomiast zgadzam się, że językowo autorce zabrakło... może odwagi? Przeczuwam, że stać ją na więcej w tej sferze, tylko akurat w tej powieści na to „więcej” się nie zdobyła.

Ciernik: Szkoda, bo gdyby „Performens” był napisany ciekawszym językiem, to byłby naprawdę bardzo dobrą powieścią.

Pokrzywnica: A wiesz, że to jest wznowienie książki z 2006 roku? Wiele wody od tego czasu w rzekach upłynęło, może autorka się rozwinęła?

Ciernik: Wznowienie? W takim razie autorce należy się ochrzan za to, że puściła niedopracowany produkt! Już ja będę pamiętał, żeby przyjrzeć się kolejnym jej książkom! Narobiła mi apetytu i zgłodniałem.

Pokrzywnica: Ochrzan? Nie przesadzasz? Zaraz ochrzan… Ciernik głodny, to zły, tak?

Ciernik: Zaraz zły…

Powiedz lepiej, jak myślisz, dlaczego tak dobry materiał, jak „Performens” nie poszedł w tradycyjnym wydawnictwie? Czyżby większość wydawców to, co my uważamy za zaletę, uznała za słabość książki? Mogło tak być, no bo jak znaleźć target na coś, co na początku wydaje się aż do bólu schematyczne, by po pewnym czasie zrobić z czytelnikiem fikołka?

Pokrzywnica: Dlaczego powieść nie została wydana tradycyjnie? Nie wiem, może językowo była za słaba? A może wydawcy wolą schematy od literackich „performensów”? My przecież nawet nie wiemy, czy autorka w ogóle chciała to wydawać tradycyjnie, czy próbowała. Bo Ty tu o produkcie, o targecie… Wydawcy też tak muszą myśleć, kombinować, kalkulować: opłaca się czy nie… A dla autorki my nie jesteśmy żadnym targetem, tylko towarzyszami podróży, ona nam nie oferuje produktu, tylko emocjonalno-intelektualną przygodę. Może jej akurat taki tradycyjny, kalkulujący wydawca tylko by przeszkadzał?

Tak czy inaczej, trzeba się rozejrzeć, czy Karolina Wilczyńska nie zastawiała ostatnio jakichś nowych pułapek na małe, książkożerne zwierzęta. Bo jeżeli tak, to może… damy się złapać?!

Ciernik: A i owszem, chętnie!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz