wtorek, 21 stycznia 2014

Antologia "Tea-book. Proza"

Upolowane:  Antologia „Tea-book. Proza”, e-book

Ciernik: Tym razem żadnych krwawych polowań! Kulturalna herbatka! Smakowała?

Pokrzywnica: Gul, gul! Siorbałam łyżeczkami. Niektóre były pyszne!

Ciernik: Tak, wreszcie coś innego, a nie tylko w kółko rozwielitki i rozwielitki!

Pokrzywnica: A wiesz, co mi się podobało najbardziej? Notka biograficzna jednego autora! Hi hi! Nie cierpię biogramów, ale ten człowiek uczynił ze swego życiorysu coś pięknego.

Ciernik: Przyznam szczerze: wszystkie ominąłem. Jestem zwolennikiem czytania tekstów w oderwaniu od postaci autora i niewiele mnie obchodzi, co on sam ma do powiedzenia na swój temat.

Pokrzywnica: Mnie też. Ale życiorys Wojtka Leszczyńskiego przeczytać należy koniecznie. Na przynętę zacytuję fragment: „W tym czasie Wojtek pracował jako magazynier w zakładach przetwórstwa owocowego i notował wieczne niedobory. Długo uchodziło mu to płazem, ale kiedy podczas kontroli, jako przyczynę braku 2633 słoików dżemu truskawkowego podał Czary, miarka się przebrała”. Ja to przeczytałam, ba, pożarłam, nie zorientowawszy się nawet, że to jest biogram!

Ciernik: O! Zanęciłaś mnie! Wrócę do e-booka i przeczytam.

Pokrzywnica: „Tea-booka” ściągnęłam za darmo ze strony Szortalu. I co się okazuje? Darmowe zbiorki bywają całkiem niezłe!

Ciernik: Kiedyś w pewnym bajorku trafiłem na pisarza, który narzekał na darmowe e-booki: że rynek psują i nie ma co się dziwić, że nikt już nie chce płacić za książki, skoro tyle jest darmowej konkurencji, bo jak z taką wygrać? Płaczu było co niemiara, aż w końcu przybył inny autor i powiedział tak: Jeśli coś rzeczywiście ma wartość, to ludzie zapłacą. Co o tym myślisz? Prawda to, czy myślenie życzeniowe?

Pokrzywnica: Ja myślę, że nikt nie powinien mówić autorowi, co ma zrobić ze swoim dziełem. To efekt jego pracy, więc może z nim zrobić, co chce. Może sprzedać, może podarować za darmo, może nawet spalić w kominku. Nic nam do tego. Jako odbiorca robię to, czego się ode mnie oczekuje: jeżeli coś jest sprzedawane, a ja chcę to mieć – kupuję to. Jeżeli jest oferowane za darmo – biorę sobie. Bywa też tak, jak w przypadku wydawnictwa Pies Łańcuchowy, że ktoś pozostawia decyzję mnie – czytelnikowi. I wtedy decyduję sama. A co robią enigmatyczni „ludzie”? Nie wiem. Ludzie są różni, więc pewnie robią różne rzeczy. Nie słyszałam jednak o czytelnikach, którzy konsumowaliby wyłącznie darmowe zbiorki i nigdy nie kupowali książek. Możliwe jednak, że i tacy istnieją.

Ciernik: Ja myślę, że obaj panowie mają rację, choć sprawa jest bardziej skomplikowana. Moim zdaniem to prawda, że słabsi (albo dopiero wybijający się) autorzy mogą czuć się zagrożeni. Przecież jako czytelnicy mamy ograniczony czas. Gdybyśmy nie poświęcili go na czytanie darmowego zbiorku, to być może, spragnieni lektury, kupilibyśmy jakąś książkę. Jeżeli mam do wyboru dwa produkty porównywalnej jakości, to prawdopodobnie wybiorę tańszy. Ale autorzy pierwszoligowi nie mają się czym, według mnie, martwić. Na ich książki się czeka. Nie tylko dlatego, że zazwyczaj są dobre, ale także dlatego, że są ich.

W szerszej perspektywie uważam, że darmowe zbiory będą miały pozytywny wpływ na rynek. Nie da się ukryć, że książki są drogie – to zmniejsza liczbę czytelników – a darmówki mogą przyciągnąć tych, których na razie na kupno nie stać. Jeśli połkną bakcyla czytania, może w przyszłości będą kupować książki ulubionych autorów. Ważne jednak, żeby taka darmowa antologia była przyzwoitej jakości i wyróżniała się jakoś na tle innych. Co Twoim zdaniem wyróżnia „Tea-booka”?

Pokrzywnica: On ma na sobie taką niewidzialną pieczęć – znak ludzi, którzy go stworzyli. „Herbatka u Heleny” to specyficzne miejsce w sieci i świadczy o tym sama jego nazwa: Niepoważny Portal Okołoliteracki. Szefowa tej imprezy podpisuje się jako Helena Chaos. I ten zbiorek ma w sobie ducha niepowagi i ducha chaosu. Jest bardzo różnorodny, trochę bałaganiarski (nie ma żadnej myśli przewodniej, która łączyłaby teksty), miejscami bardzo zabawny (a gdzie indziej strasznie poważny)… i na tym właśnie polega jego urok.

Ciernik: Słodka, literacka anarchia! Mnie się podoba, że tam nie ma tekstów słabych. Są przeciętne i są całkiem dobre, z przewagą tych ostatnich. Otwierający antologię „Atlas” Tomasza Borkowskiego jest rewelacyjny! Ma wszystko, czego potrzeba: nie jest rozwleczony, zaskakuje świetną końcówką, czaruje humorem i jest dobrze napisany. Dobrze napisane są też teksty Marcina Lenartowicza, ale te niezbyt mi się podobały, mimo zdań – perełek, jak choćby: „Krząta się przy obiedzie i nie ma czasu na zauważanie”. Wydały mi się jednak jakoś obce, nie trafiły do mnie. Fajne były za to „Brylanty panny Toli” Przemka Morawskiego – makabrycznie noirowe. „Biały królik” Dariusza Zajączkowskiego zaskoczył mnie ładnie uchwyconą męskością w wydaniu ojcowskim: wrażliwość, ale i siła, lęk przed nadchodzącym, ale i odwaga, życiowe błędy i refleksja nad nimi. A „Słowa w palcach” Izabeli Kudasik zaskoczyły mnie z podobnych powodów, ale jeszcze bardziej, bo to przecież tekst o mężczyźnie napisany przez kobietę.

Pokrzywnica: A ja „Brylantów panny Toli” nie dałam rady przeczytać do końca. Strasznie mnie zmęczyły i odpuściłam. „Atlas” rzeczywiście uroczy. Podobał mi się też nieco dziwny „Wznak Wodnika” Marcela Chrusta – co za klimat! A „Weekend” Wojtka Leszczyńskiego mnie po prostu rozłożył doszczętnie (zwłaszcza w zestawie z życiorysem twórcy, he he). Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, ale wygląda na to, że po lekturze zbiorku zostanę jego fanką!

Ciernik: O! Widzisz! Miałem rację! Gdyby nie zbiór „Tea-book. Proza”, to Wojtek Leszczyński miałby o jedną fankę mniej! Już wiemy, jaki jest sens publikowania darmowych antologii! Bo oczywiście kupisz jego książkę, prawda?

Pokrzywnica: A żebyś wiedział! Jasne, że kupię!

2 komentarze:

  1. Co do darmowych ebooków: czy darmowe próbki kosmetyków psują rynek? Podobnie trzeba traktować darmowe książki. Darmową pozycję zaoferować może pisarz początkujący, który w ten sposób chce zaistnieć w świadomości czytelników. Wypuszcza próbkę i bada odbiór. Czy to może być zagrożeniem dla pisarzy "z nazwiskiem"? Ktoś nie kupi nowego dajmy na to Orbitowskiego, bo akurat wpadł mu w ręce darmowy Dziamdziakiewicz? Jakoś sobie tego nie wyobrażam. Czy psują rynek innym debiutantom, którzy od początku próbują twórczość monetyzować? Pewnie troszkę tak, ale nie sądzę, żeby ktoś rzeczywiście dobrze piszący mógł na tym ucierpieć, zwłaszcza, że na dłuższą metę nikt poza zawziętym grafomanem darmowy nie będzie.
    Są jeszcze takie zjawiska jak autor znany, który rzuca fanom darmowy prezent. Ale to też raczej krótka forma, która nie "zje" odbiorcom wiele ich cennego czasu, a pieniądze na książki tak czy inaczej wydadzą. No chyba że zawyżam ocenę wymagań czytelników i zasobność ich portfeli: gremialnie rzucą się na darmowe próbki i to im wystarczy...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czy to może być zagrożeniem dla pisarzy „z nazwiskiem”? Ktoś nie kupi nowego dajmy na to Orbitowskiego, bo akurat wpadł mu w ręce darmowy Dziamdziakiewicz? Jakoś sobie tego nie wyobrażam. "

    Myślę, że najbardziej może zagrażać autorom już publikującym, ale przeciętnym. Czas jednak nie jest z gumy, portfel też. ;)

    Nazwiska dobre nie mają się co obawiać.

    OdpowiedzUsuń