piątek, 13 lutego 2015

Agnieszka Zienkowicz, „Przestraszony umysł”

Upolowane:  Agnieszka Zienkowicz, „Przestraszony umysł”, e-book

Ciernik: Mam dla Ciebie małą (ale za to straszną!) przekąskę.

Pokrzywnica: Rzeczywiście. Toż to nie książka, tylko broszurka! Straszne! Tym się nie naje nawet ptaszek!

Ciernik: Ostatnio czytaliśmy same kilkusetstronicowe tomiszcza. Pora na coś lekkiego. Jak będziesz ciągle wcinać opasłe dzieła, to będziesz taka gruba, że w końcu nie dasz rady fruwać!

Pokrzywnica: Hm. Może i racja. Daj, dziobnę w pół godzinki.

Ciernik: I jak?

Pokrzywnica: Sama nie wiem, co to właściwie jest. I dla kogo. Wiadomo, że dotyczy psychologii strachu. Ale dla tych, którzy mają jakąkolwiek wiedzę na ten temat, to jest zbiór koszmarnych uproszczeń. Z kolei dla młodych i zupełnie niezorientowanych w psychologii – może to być miejscami za trudne. Styl też jest nierówny – czasem jak dla starszych dzieci, a kiedy indziej – jak dla studentów. Poza tym ten sposób przedstawiania zagadnień… Taki „amerykańsko-naukowcowy” styl to ja toleruję tylko u bardzo utytułowanych profesorów. W ich wykonaniu to jest fajne. W wykonaniu autorki wygląda tak sobie. Chyba lepiej by było bez tych wszystkich ozdobników i zagajeń. A już zwłaszcza bez rozmaitych „jestem pewna, że wszyscy”. Ja wiem, że to chwyt retoryczny, ale... Zdarzało mi się spacerować nocą po cmentarzu i nie uważam tego za szczególnie przykre czy niepokojące doświadczenie. Więc nie wszyscy. Są gorsze, moim zdaniem, miejsca na nocne wycieczki. Na przykład niektóre kluby. Duchy są miłe i łagodne w porównaniu z napranymi typami z nożami i butelkami w łapach. Albo z pijanymi kierowcami.

Ciernik: Sporo jest w książeczce niepotrzebnych komentarzy. Na przykład: „To teraz kilka mądrych zdań o różnicach między lękiem i strachem”. Skoro są mądre, to nie trzeba tego podkreślać, a skoro nie są, to tym bardziej bez sensu pisać, że mądre.

Najbardziej jednak zirytowało mnie to, co autorka nawypisywała o narkotykach. „Nierzadko zażywanie LSD kończy się samobójstwem lub poważnym samookaleczeniem”. Wody mi odeszły, gdy to przeczytałem! Do tego momentu czytało się jako tako, ale potem nic już nie było takie samo.

Droga autorko, niezmiernie rzadko zażywanie LSD kończy się tym, o czym piszesz. Dokładasz cegiełkę do panującej w naszym kraju bezrozumnej, nienaukowej nagonki na środki, których działania nie rozumiesz. Czy wiesz, że LSD było z dobrym skutkiem stosowane w leczeniu alkoholików? Czy wiesz, że LSD i inne psychodeliki są obecnie stosowane w leczeniu depresji oraz lęku przed śmiercią u pacjentów terminalnie chorych oraz osób z zespołem stresu pourazowego (PTSD)?

Kolejny kwiatek: „Ponad 80% osób nadużywających marihuanę ma objawy depresji klinicznej”.

Droga autorko, czas wrócić na zajęcia ze statystyki i metodologii badań oraz poznać różnice pomiędzy korelacją a związkiem przyczynowo-skutkowym. To, o czym mówisz, to korelacja, a więc współzależność, a nie związek przyczynowo-skutkowy.

Prawda jest natomiast taka, że wiele osób z depresją zażywa marihuanę, ponieważ dzięki niej łatwiej radzą sobie z chorobą, nie jest zaś tak (jak twierdzisz), że zażywanie marihuany wywołuje chorobę. W tej sprawie odsyłam do kogoś bardziej kompetentnego niż ja. Profesor Vetulani. W ogóle polecam jego bloga.

Niemniej, pomimo irytacji, kilka fragmentów „Przestraszonego umysłu” mnie zainteresowało. Ciekawa była, na przykład, wzmianka o prawie domykania figur: „Jeśli jednak informacji będzie zbyt mało, by cokolwiek z tego złożyć (...), to mózg i tak zapędzi do tego ciało migdałowate. Dlaczego? Lepiej zapobiegać (walczyć lub uciekać), niż dać się zjeść przez bliżej nieokreślone monstrum”.

Pokrzywnica: Mnie zainteresowało całkiem przekonujące wyjaśnienie, dlaczego jedni lubią horrory, a inni zupełnie nie. Ty lubisz? Przeżywasz jakieś katharsis? Rozluźnienie? Ja mam tę przypadłość, o której pisze autorka – zbyt mocną pamięć epizodyczną. Mnie wystarczą codzienne wiadomości albo zdjęcie w gazecie – i już scena potrafi długo wracać błyskiem. Horror mnie spina, ale wcale nie rozluźnia, tylko te pojedyncze sceny potem wracają i wracają. Męczące to i żadnego katharsis nie przynosi. Chyba że jest to horror baaaardzo metafizyczny. Malownicze duchy ostatecznie zniosę. Psychopatów nie. Są zbyt bliscy rzeczywistości.

Ciernik: Tylko jeden horror porył mnie tak, że nie mogłem spać przez dwie noce. I to nie jest ściema. „Blair Witch Project”. Reszta mnie albo śmieszy, albo wzbudza obrzydzenie.

Pokrzywnica: To jak w końcu z tym „Przestraszonym umysłem”? Spełnia oczekiwania? Jest tym, czego się spodziewałeś?

Ciernik: No, cóż. Myślałem, że dowiem się czegoś nowego, a tu jednak większość informacji była dla mnie oczywista. Spodziewałem się też, że będzie więcej przykładów – książek, filmów – że autorka będzie opisywać zagadnienia, odnosząc się do konkretnych pozycji. Trochę mi tego brakowało.

Ale nie byłbym zbyt surowy w ocenie tej książeczki. Niby mówi o tym, o czym wszyscy wiemy, ale... Natura strachu i lęku jest taka, że gdy nam się one włączą, to przestajemy logicznie myśleć, a „Przestraszony umysł” jest trochę jak te motywacyjne mantroprzypominajki krążące po sieci. Nigdy nie wiemy do kogo ta książka trafi i na jakim etapie życia ta osoba będzie – może właśnie jej w tym konkretnym momencie przyda się przypomnienie, że strach, który odczuwa, który ją paraliżuje, jest uczuciem znanym wszystkim ludziom, i że matka natura nas w niego wyposażyła dla naszego dobra, ale czasy są takie, że bywa on nieadekwatny do sytuacji i nie trzeba się mu poddawać. Jednak jeśli akurat polujemy na mamuta (stoimy przed jakimś trudnym wyzwaniem, wyborem), to normalne, że się boimy. W zarządzaniu strachem pierwszym etapem jest uświadomienie go sobie. I ta książka może w tym pomóc. Pozwala odbiorcy, żeby sobie uświadomił swój strach i postawił go w odpowiednim miejscu, gdzie nie będzie za bardzo przeszkadzał. Takie proste przypominajki bywają przydatne w wielu momentach życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz