niedziela, 1 lutego 2015

Aleksander Kowarz „Samemu Bogu chwała”

Upolowane:  Aleksander Kowarz „Samemu Bogu chwała”, e-book

Pokrzywnica: Zauważyłeś, że takie zdobycze trafiają nam się stosunkowo rzadko? Literatura typowo rozrywkowa. I co Ty na to?

Ciernik: Nie jest to jakieś szaleństwo, ale nie odrzuca. Nawet byłem ciekawy, co będzie dalej. Sprawnie poprowadzona fabuła. Ale błędów sporo.

Pokrzywnica: Tak, to całkiem ciekawa powieść sensacyjna w kostiumie fantastyczno-postapokaliptycznym. Wciąż coś się dzieje, akcja pędzi, nudno raczej nie jest. Podoba mi się, że postacie są traktowane bardzo sprawiedliwie – wszyscy są tyleż szlachetni, co paskudni. Stron konfliktu jest kilka, a każda z postaci ma jakieś sensowne motywy, każdą można zrozumieć, nawet jeśli popełnia zbrodnie. Nie ma tu głębokiej psychologii, ale też nie jest ona szczególnie potrzebna. Chodzi bardziej o dzianie się, o wydarzenia, które składają się w całość, którą da się czytać. Tylko ten brak korekty! Błędy powalają! „Wzdłuż i wrzesz” albo „wywarzyć drzwi”. Rety!

Ciernik: Główny bohater, Ateron Kern, też mi się średnio podoba. Jakoś mało w nim mięsa. Wygląda jakby powstał wyłącznie po to, żeby można było zaprezentować świat. Inne postacie mają ciekawsze, mniej wydumane problemy niż on.  Protagonista, który ani razu nie staje przed żadnym poważnym wyborem? Dziwne. Nie przechodzi żadnego testu, czy to człowieczeństwa, jak inni bohaterowie, czy choćby męstwa. Jest tępym naiwniakiem, który wykonuje rozkazy i obraca się jak chorągiewka tam, gdzie akurat wiatr zawieje. Nawet decyzja przejścia z Gwardii do Inkwizycji nie jest jego decyzją, tylko wyrokiem losu/Boga. I tak przez całą książkę. A przecież można było poprowadzić to tak, żeby Ateron miał dylemat, komu zaufać: Gideonowi czy Christopherowi. Ale nie, on przechodzi do kolejnego obozu, gdy poprzedni go wykorzysta. Mamy więc pokaz martyrologii w wykonaniu ofiary manipulacji, ale nie mamy dylematów głównego bohatera ani napięcia z nimi związanego.

Pokrzywnica: Mnie nie podobały się Brownowate idee: Jezus miał dzieci, jego potomkowie żyją, bla bla. Nudne to już. Za to fantazja na temat nowej wojny chrześcijaństwa z islamem – interesująca i na czasie. A do tego heretycy. I to wszystko bez łatwych ocen i osądów. Każdy z bohaterów ma swoje racje. Każdy ma też coś za uszami. Nie znajdziemy tu prostych podziałów na czarne i białe, dobre i złe. Nie mamy pojęcia, komu kibicować – i to jest niewątpliwy atut tej powieści.

Ciernik: Wszyscy mają motywy, powody i racje, a efektem jest wojna, klęska i rzeź. W dzisiejszych czasach trudno pisać SF. Świat pędzi tak szybko, że coś, co dzisiaj wydaje się przełomowe, po wydaniu książki za pół roku może okazać się czymś zupełnie zwyczajnym. Albo kompletną pomyłką. Trudno nadążyć, szczególnie w przypadku wizji near future. Hardkorowe SF już w ogóle nie wchodzi w rachubę, bo ze względu na poziom skomplikowania dzisiejszej nauki, autor musi mieć doktorat, żeby coś przyzwoitego napisać, a czytelnik – żeby czytać to ze zrozumieniem. Zostaje więc historia alternatywna lub coś, co zaprezentował autor – pomieszanie post-apo ze średniowieczem. Odpada mnóstwo problemów technologicznych, a więc pułapek związanych z niecelnym strzałem w przyszłość. Ten zabieg pozwolił Kowarzowi ominąć takie pułapki i skupić się na wizji społeczno-religijnej.  A właściwie tylko społecznej, bo przecież katarzy już byli. Templariuszy naprawdę oskarżano o kontakty z muzułmanami, a nawet ze sławnym Starcem z Gór i jego sektą prototerrorystów, morderców i samobójców – Hasziszinów. Zostaje więc wizja społeczeństwa przyszłości. Wiarygodna?

Pokrzywnica: Nie wiem. Powrót Inkwizycji w takiej formie jak w „Samemu Bogu chwała” wydaje się w pierwszej chwili nieprawdopodobny, ale czy nazizm lub stalinizm wydają się prawdopodobne? A były. I to nie tak dawno. Nie mogłam się opędzić od takich skojarzeń, patrząc na sposób działania Kościoła przedstawiony w powieści. Bardziej mi to właśnie przypominało historię najnowszą niż średniowiecze. Ze średniowiecza są tam przecież tylko mity. I to te dosyć popularne, więc zniekształcone.

Ciernik: Nie tylko mity, ale też totalna potrzeba sterowania społeczeństwem, a nawet myślami ludzi. To typowo inkwizytorskie podejście. Zero tolerancji dla inności.

Pokrzywnica: Ale to też znamy z historii najnowszej.

Ciernik: Ale średniowiecze jednak było troszkę wcześniej!

Pokrzywnica: Zaraz… Ty naprawdę wierzysz, że tak wyglądało średniowiecze? Jak w tej książce? Że Aleksander Kowarz odtworzył tu średniowieczne myślenie i dodał jedynie nowinki technologiczne? Bo ja uważam, że nie. Bardzo nie. Myślenie jest na wskroś nowoczesne, moim zdaniem. Tylko symbole mają coś wspólnego ze średniowieczem, ale i te zostały tu użyte już po przemieleniu przez popkulturową maszynkę, więc to są bardziej takie plastikowe ikonki, niż prawdziwe symbole czegoś istotnego.

Ciernik: Może nie tyle odtworzył średniowieczne myślenie, co raczej wyobrażenie o tym, jak ono wyglądało. Być może jest to uproszczone i popkulturowe wyobrażenie średniowiecza i Inkwizycji, ale nawet nie o to chodzi. Różnica jest taka, że to religie karzą ludzi za myślenie, a nie systemy totalitarne. Systemy totalitarne karzą za szerzenie poglądów niezgodnych z obowiązującą linią, ale myśli w zasadzie zostają prywatne. Tak długo, jak długo się nie materializują, systemów totalitarnych to nie obchodzi. Natomiast religijne systemy totalitarne, to co innego. One na złe, grzeszne, nieprawomocne myśli nie pozwalają. I to tutaj widzę różnicę.

Pokrzywnica: Oj, Orwell by się z Tobą kłócił. A nie sądzisz, że znane nam systemy totalitarne nie robiły tego wyłącznie dlatego, że podchodziły do tematu pragmatycznie i wiedziały, że takiej możliwości nie ma? A w książce jest. Jeden z elementów fantastycznych to technologia, która umożliwia śledzenie myśli. A gdyby naprawdę istniała, to co? Tylko Kościół byłby nią zainteresowany? Nie wierzę. Każdy monarcha, każdy rząd chciałby mieć taką władzę.

Ciernik: I religie ją mają. To właśnie w tym miejscu systemy religijnej opresji wygrywają z totalitaryzmami. Te drugie nie osiągnęły tego, co udało się pierwszym. Religie zaszczepiają ludziom  wroga wewnętrznego, totalitarne – tylko zewnętrznego. Wierzyć, że samemu się jest grzesznym, jest trudniej, niż wierzyć, że sąsiad jest grzeszny. Systemy religijnej opresji w sposób niesamowicie umiejętny wpoiły swoim wiernym, że są z gruntu źli, nieodpowiedni, winni. Wystarczyło wykorzystać fakt, że wszyscy czasami czujemy, że coś ze światem i z nami jest nie tak. Użyto tego przeciwko nam, czy to w postaci konieczności „dźwigania” grzechu za sam fakt urodzenia (grzech pierworodny), czy za sam fakt posiadania ciała (jak w gnostycyzmie, gdzie materię uważa się za zło), czy postrzegania świata w sposób nawykowy (karma we wschodnich systemach).

Pokrzywnica: A jak Ci się podoba koncepcja elektronicznego Papieża? Według mnie jest ciekawa – strateg idealny i sędzia idealny – żadne uczucie nie zakłóci jego bezstronności, będzie się kierował w osądach i decyzjach wyłącznie zgodnością z doktryną... Brrr!

Ciernik: Taki Papież przecież wciąż działa – to zaszczepiony w nas bezlitosny sędzia, przed którym nic się nie ukryje. A Papież SI faktycznie zerojedynkowo wykonywałby wyroki zgodnie z algorytmem dziesięciu przykazań. Masz rację, Stalin też pewnie chciałby mieć coś takiego, ale głównie z powodu własnej paranoi, a nie „wyższej sprawy”.

Pokrzywnica: Jeśli dobrze się przyjrzeć, to w ludzkich społeczeństwach wszystkie „wyższe sprawy” okazują się jednak ostatecznie „niższymi sprawami” – tak przynajmniej wygląda to w powieści Aleksandra Kowarza. Trzeba autorowi przyznać, że stworzył interesującą hybrydę: i średniowiecze, i postapokalipsa, i fantastyka społeczno-religijna, i nowe technologie  – a wszystko razem składa się na powieść sensacyjną. I jakoś się ten cały mix smaków trzyma razem w jednym rozrywkowym torcie. Gdybyż tylko jeszcze na śmietance, czyli korekcie, nie oszczędzał!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz