niedziela, 22 lutego 2015

Anna Nieznaj „Błąd warunkowania”

Upolowane: Anna Nieznaj „Błąd warunkowania”, papier, e-book

Pokrzywnica: Tym razem znów rezygnujemy z SP na rzecz książki wydanej przez niewielkie wydawnictwo Genius Creations. Nie bałeś się polować na ludzi-koty?

Ciernik: Żaden mutant mi niestraszny!

Pokrzywnica: A tu jest cała gromada kocich mutantów! I to na dodatek komandosów (może właściwiej byłoby: kotandosów?). Całkiem nowa opowieść o Kotach w Butach.

Ciernik: E, do bajki tej książce daleko. To near future z elementami powieści sensacyjnej. Przyznam jednak, że trochę się rozczarowałem. Opowiadania Anny Nieznaj podobały mi się bardziej niż „Błąd warunkowania”.

Pokrzywnica: Ja też spodziewałam się po tej autorce czegoś innego. Rozczarowana jednak nie jestem, raczej zdziwiona. Trzeba przyznać, że struktura tej powieści jest nietypowa.

Ciernik: Nietypowa struktura? Co masz na myśli?

Pokrzywnica: Bo to właściwie nie jest powieść, tylko raczej serial z pojedynczymi epizodami. To bym nawet jeszcze przyjęła bez wielkiego zdumienia, ale zaskoczyło mnie (i nie za bardzo mi się to podobało), że one są niedomknięte. I to w taki sposób, że ja tych powtarzających się niedomknięć nie odbieram jako celowo pozostawionych tajemnic czy otwartych zakończeń dających czytelnikowi wolność interpretacji, tylko czuję się jakby... porzucona w połowie drogi. Najbardziej to było widać w rozdziale quasikryminalnym. Czy tam w ogóle było rozwiązanie? Zauważyłam jedynie sugestie, wskazówki, ale konkretnego wyjaśnienia zagadki zabrakło. Nie było, czy nie zauważyłam?

Ciernik: Chyba nie było, bo ja też nie zauważyłem. Może będzie w drugiej części? A co do struktury: masz rację. Ja początkowo myślałem, że to jest zbiór opowiadań. Potem okazało się, że chyba jest w tym jakiś głębszy zamysł, ale ja go nie rozumiem. Czytam, ale nie wiem, po co autorka prowadzi mnie tak, a nie inaczej. Pojawiają się też jakieś zbędne odnogi od (chyba) głównej linii fabularnej, szczególnie w wątku z Dagny Olsson. Takie trochę nudne zapychacze.

Pokrzywnica: Ja myślę, że to nie zapychacze, tylko równoległy wątek, który się kiedyś połączy z głównym. To jest przecież pierwszy tom (zakończony jasnym sygnałem, że ciąg dalszy nastąpi). Ale w samodzielnych opowiadaniach Anny Nieznaj było widać, że wszystko jest dopracowane, uważnie splecione, prowadzi do czegoś. A tu są bardzo fajne pomysły, ale jakby niewyciśnięte. Nadgryzione i porzucone, jakby się autorce znudziły. Nie wiem, czy tylko przez to, czy może to wynika z jakichś innych cech narracji, ale całość wydaje mi się dziwnie lekka. Biorąc pod uwagę tytułowy problem oraz emocje, o jakich mowa, a także wyzwania, przed którymi bohaterowie stają, to wszystko nie powinno być lekkie. Jednak jest jakoś tak świeżo i przestronnie. Klimat kłóci mi się z rozwojem akcji i problematyką.

Ciernik: Nie miałem na myśli samego wątku Olsson, bo to oczywiste, że on się splecie z wątkiem Kotów, ale w jego ramach mamy zapychacze, które wybijają z rytmu i mocno spowalniają akcję, a przecież na akcji ta książka się opiera. To jednak nie jest tak straszny błąd. Gorzej, że bohaterowie są raczej słabi psychologicznie. Mamy tu wielki potencjał na bohaterów z krwi i kości, a dostajemy coś niekonsekwentnie poskładanego z kawałków Bonda, Bourne’a i komiksowych superbohaterów. Czego mi brakuje? Konfliktów! Wewnętrznych (Spójrzmy choćby na najbardziej znanego mutanta polskiej fantastyki – Wiedźmina – toż to idealny przykład tego, jakie jazdy może mieć mutant!), ale również pomiędzy bohaterami. Z jednej strony twardzi killerzy, potrafiący bez słowa zabić terrorystę i porzucić jego ciało w pokoju hotelowym, za chwilę stają się słodziutkimi chłopakami i dziewczynami. A to są przecież koty! Widział kto, żeby kocury były takie łagodne jak Tomo i Rueckner? Jeden jest klaunem, drugi jakimś prawie papciem. Dlaczego oni nie walczą o dominację nad stadem?! Kocury ciągle to robią! Łażą z podrapanymi pyskami, poobrywanymi uszami. A bohaterowie „Błędu warunkowania” poddali się babie! I ta baba, swoją drogą, zachowuje się jak obrażona nastolatka, rzucając plecaczkiem po kątach, bo mama jej nie rozumie. Relacje trochę kuleją, zarówno pomiędzy samymi Kotami, jak i pomiędzy nimi, a ludźmi.

Pokrzywnica: Ach, z tymi Kotami, to coś innego mnie dręczyło okrutnie. Bo oni tam na początku skaczą. Z poręczy czy z czegoś, w każdym razie z wysoka. No, mają te kocie geny, więc potrafią. Ale skakanie to nie tylko brak lęku wysokości i umiejętność błyskawicznego obliczenia toru lotu i odpowiedniego balansowania ciałem. To też samo ciało. Kot ma nie tylko mózg przystosowany do skakania. Ma też przystosowane łapy! I ta Sanja skacze, a ja przez cały czas myślę, jakie ona ma stopy? Bo choćby miała ekstrakoci mózg, to nic nie poradzi, mając ludzką stopę, która się do radosnych skoków z wysokości nie nadaje. Przecież ona połamie sobie kości! Ale sobie nie łamie. No to jakie ona ma stopy? Wciąż mi to nie chciało wyjść z głowy...

Ciernik: Tak, oni tam robią o wiele większe czary niż najlepsi parkourowcy, a mimo to ich ścięgna i kości spokojnie to wytrzymują. Ta kocia natura jest u nich jakaś taka doklejona i konstrukcyjnie nieprzemyślana. Przecież to wszytko musiałoby w takiej istocie utworzyć niesamowity koktajl Mołotowa, którego niestety autorce nie udało się pokazać. Nie można całości zmian zamknąć w tym, że mają niezły węch, słuch i się w siebie wtulają, śpiąc.

Kolejną rzeczą, do której muszę się przyczepić, jest niesamowicie niechlujny skład książki – niczym w jakimś SP. Mamy pomylone czcionki, manipulację światłem pomiędzy znakami, która jest widoczna na pierwszy rzut oka, w kilku miejscach dialogi zaczynają się nie od nowego akapitu, ale najgorszy błąd pojawia się na stronie 269. Nowy rozdział nie zaczyna się na nowej stronie, a jego tytuł nawet nie jest wytłuszczony i wydrukowany większą czcionką, jak inne tytuły rozdziałów, tylko wszystko leci ciągiem w ramach jednej strony.

Pokrzywnica: „Koszt współpracy transgranicznej”? A masz pewność, że to w ogóle miał być tytuł? Ja nie jestem pewna, bo spisu treści z tytułami rozdziałów w książce nie ma. Może to miała być puenta? A jakiś supergenialny tytuł nowego rozdziału całkiem wcięło? Czytelnik w tym miejscu traci orientację – to pewne. Jednak co miało być, a nie jest – wytłuszczenie czy cokolwiek innego – tego ja już nie wiem.

Ciernik: Ja się o to potykam i tracę rytm.

Pokrzywnica: Inne błędy też się zdarzają, na przykład pominięty przyimek na stronie 159: „To jest dobre pytanie: kto wiedział, że jestem szpitalu?”. Wygląda na to, że korekta była nie dość uważna.

Ciernik: A wracając do skakania Kotów: spójrz, to kolejny zmarnowany konflikt – koci umysł versus ludzkie ciało! Ehhh.

Pokrzywnica: Niby tak, ale zastanawiam się, czy my nie idziemy trochę za daleko. Czy nie próbujemy sugerować autorce, co „powinno” ją interesować i o czym „powinna” w naszym mniemaniu pisać. Może warto się bardziej skoncentrować na tym, o czym ona napisać chciała i napisała? Bo w centrum jej zainteresowania nie leżą te kocie stopy czy konflikty wewnętrzne mutanta. Ją interesuje bardzo konkretny problem: błąd warunkowania. Skutki zwierzęco-empatycznego połączenia pomiędzy tymi genetycznie zmodyfikowanymi ludźmi. Oni wiedzą, że są mutantami, ale nie to ich zajmuje (i nie to zajmuje autorkę). Ją zajmuje kwestia empatii. Z ludzkiego punktu widzenia – ta empatia jest nadmierna. Przeszkadzająca. Ale to jest też siła Kotów. Moc i przekleństwo zarazem. I podoba mi się ten problem jako centrum opowieści. Zastanawiam się jednak, dlaczego wydaje się tak dziwnie lekki. Jakby się patrzyło z daleka, przez szybę. Albo jakby czytelnikowi aplikowano nieustannie jakiś rodzaj środków uspokajających. Mamy informacje, wiemy, co się dzieje i o co chodzi, ale nie czujemy tego. Patrzymy na Koty w szpitalu psychiatrycznym, ale nie czujemy ich bólu. Dlaczego? Czy to jest techniczny błąd pisarki, czy tak miało być?

Ciernik: Chyba wiosna budzi we mnie wojownika, bo... zauważ, że tu znowu mamy fajny materiał na konflikt: kocia empatia versus ludzka egoistyczna natura. Powiem przewrotnie: jeśli ten dystans był zamierzony, jeśli tak miało być, to jest to błąd pisarki. Wszystko, co oddala nas od książki, uważam za błąd, a takie poprowadzenie bohaterów mnie od powieści oddaliło. Owszem, można poprowadzić fabułę tak, żeby czytelnik się od bohatera oddalił, ale trzeba to skompensować jakimś elementem przybliżającym. W „Błędzie warunkowania” tego nie ma.

I może zadajmy jeszcze jedno pytanie: czy dało się to wszystko opisać lepiej? Jeśli tak, to jak? Bo że jest jakoś tak za płytko – zgoda. Nieprzekonujące to wszystko jest, zupełnie jak ta dorosła kobieta rzucająca plecakiem, niczym nastolatka...

Pokrzywnica: Ale ja nie czuję, że to jest płytkie. Nawet ten plecak. Nigdy nie zachowujesz się jak nastolatek? Jak dzieciak? Sanja ma mało doświadczeń społecznych w „pozakocim” środowisku. I dręczą ją zwierzęce emocje. Ma prawo zachowywać się nietypowo, trochę jak małe dziecko. Większe prawo, niż my – niezmodyfikowani i zsocjalizowani, dojrzali ludzie – a przecież i my tak się czasem zachowujemy.

Chodzi o to, że to jest odległe, dalekie. Mam odczucie, że to oddzielenie mnie od postaci jest jakieś sztuczne, jakby siłą narzucone. Jak celowo postawiona bariera. I nie rozumiem, dlaczego ona została postawiona ani czemu ma służyć.

Ciernik: Nie wiem, czy to jest zrobione świadomie, czy nie, ale ja tego nie kupuję.

Pokrzywnica: Może to jest efekt uboczny jakiegoś rozchwiania konstrukcyjnego? Może autorka nie zdecydowała do końca, czy to ma być przygoda, sensacja, intrygi, obrazki z życia ekipy służb specjalnych (wtedy „skorupki” by nie przeszkadzały, bo chodziłoby o akcję) czy może jednak powieść psychologiczna, gdzie w centrum uwagi leżałyby problemy tych kocio-ludzkich istot, a kolejne misje ujawniałyby tylko te problemy? Coś jak „Opowieści o pilocie Pirxie” Lema?

Ciernik: Bardzo możliwe, że chciała złapać za ogon zbyt wiele srok naraz, a może problem polega na tym, że tu się zmieszały dwa zupełnie różne typy postaci i rodzaje narracji. Z jednej strony Bond – komandos, skuteczny zimny morderca, a z drugiej – psychologia i jakiś niewydarzony emo. A przecież ten klimat „Bondowski” wyszedł całkiem nieźle: autorka bez kompleksów przemierza z nami kawałek świata, od zimnej Skandynawii po gorącą Tajlandię. To jest takie fajnie współczesne podejście, nie zamykamy się w naszym polskim grajdołku, wszak mamy globalizację, świat się skurczył i to widać w powieści. Widać też dbałość o szczegóły budujące ten skurczony świat, sytuacja polityczna wydaje się bardzo wiarygodna, szczególnie gdy zerkniemy na wiadomości (Kalifat to przecież już rzeczywistość!). To całkiem trafna, według mnie, wizja bliskiej przyszłości. Mamy też intrygującą akcję, terrorystów, handlarzy narkotykami, wszystko to fajnie się o siebie ociera, jakby próbowało się związać, ale jeszcze jest trochę za wcześnie, a my obserwujemy to z ciekawością i pytamy: czy to już, zaraz się ich losy splotą? Ale potem autorka znowu wszystkich rozdziela, drażniąc się z nami. Poza tym Anna Nieznaj nie boi się zabijać „dobrych” oraz chronić „złych”, dzięki czemu uniknęła prostych komiksowych podziałów, a my możemy zadać sobie pytanie, czy aby na pewno wszystko jest takie czarno-białe, jak się na pozór wydaje. Ten zabieg z całą pewnością dodaje książce wiarygodności i stanowi jej zaletę.

6 komentarzy:

  1. Dzięki za piękne rozgryzienie Kotów do najmniejszych kosteczek :D
    "Koszt współpracy transgranicznej" to tytuł opowiadanio-rozdziału, tam nie zniknęły żadne literki, tylko właśnie tytuł nie został wyróżniony. Na szczęście tylko w pierwszej transzy drukowanych książek, w następnych już poprawiono.

    OdpowiedzUsuń
  2. Egzemplarz "Błędu" z tym błędem radzę zachować, jest takich tylko 200 egzemplarzy :) za jakiś będzie to biały kruk, jak "Pokój światów" w twardej oprawie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta najmniejsza kosteczka była w małym paluszku stopy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze wiedzieć. Perspektywa niebywałego bogactwa cieszy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rety, racja! Zamykam swój bezcenny egzemplarz w sejfie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodam, że to nie jedyny taki okaz w moim zbiorze. Najbardziej cennym jest egzemplarz "Lessie wróć", z wdrukowanymi w środku kilkunastoma stronami ze... "Sztuki kochania" Wisłockiej. :D Ulubiona lektura mojego dzieciństwa! :D

    OdpowiedzUsuń