poniedziałek, 1 czerwca 2015

Magdalena Krakowska „Szklane oczy”

Upolowane: Magdalena Krakowska „Szklane oczy”, e-book

Ciernik: Skąd Ty, Pokrzywnico, wytrzasnęłaś te „Szklane oczy”? Co Cię przyciągnęło do tej książki?

Pokrzywnica: Szczerze? Po lekturze powieści „Nie rozumiemy się bez słów”, której akcja toczyła się w Poznaniu, trafiłam w księgarni na taki oto opis: „Akcja książki rozgrywa się na warszawskich Bielanach, gdzie bohater wynajmuje mieszkanie, w nadziei na odseparowanie się od pewnych wydarzeń z przeszłości. Oddychając specyficznym klimatem bielańskich osiedli, odnajduje pogubione w dzieciństwie wątki”.

Pomyślałam, że „Szklane oczy” to będzie coś podobnego do książki Sobczyńskiego, tylko z akcją osadzoną w Warszawie. A tu nic z tego.

Ciernik: A co, według Ciebie, najbardziej te dwie powieści od siebie odróżnia?

Pokrzywnica: Wszystko. Są zupełnie inne. I ten opis jest, według mnie, mylący. Wcale nie czułam „specyficznego klimatu Bielan”, to wszystko mogłoby się dziać gdziekolwiek. Ale to nie znaczy, że książka Magdaleny Krakowskiej w ogóle mi się nie podobała. Ma, owszem, wady, ale ma też zalety. Jest jednak zdobyczą całkiem inną, niż się spodziewałam.

Ciernik: Ja też nie czułem, żeby ta książka w jakikolwiek sposób była... regionalna. Wrzucenie nazw ulic czy dzielnic to za mało, żeby oddać klimat miejsca. Ale ja w ogóle nie szukałem w „Szklanych oczach” klimatu miejsca, więc mi to w żaden sposób nie przeszkadzało.

Pokrzywnica: A podobała Ci się ta powieść? Jako całość?

Ciernik: Tak. Nie nudziłem się przy niej. Może nie urywa ogona, może jest tam trochę moralizatorstwa, na przykład ze strony ze strony księdza… Swoją drogą: fajna postać, ale mało wiarygodna jak na chrześcijańskiego kapłana. To powinien być mistrz zen. Albo jeszcze lepiej, ktoś teoretycznie niezwiązany z żadną religią – wtedy wyszłaby fajna dychotomia: sekciarskie pseudomądrości versus żywa wiedza człowieka z krwi i kości. Ale to takie marudzenie, pewnie odzywa się we mnie autor z jego: Ja bym to lepiej napisał.

Pokrzywnica: A mnie zupełnie nie przeszkadzało, że to mówi ksiądz. Ja w ogóle patrzę na tego typu rozważania jak na rozwiązywanie równań. Wszystko mi jedno, kto to robi, byle ładnie przekładał iksy i igreki.

„- Życie! Co to jest?

- Niektórzy mówią, że to umiejętność zagospodarowania sobie wolnego czasu, niektórzy, że walka, są tacy, którzy nazywają je niekończącą się lekcją, balem, a inni boskim darem... I w zależności od tego, jak to w sobie ustawisz, takie będą twoje działania”.

Albo to:

„Teraz wiedział, że słabość umysłu człowieka polega na nieradzeniu sobie z tym, co umysł produkuje. A produkuje to, na co mu pozwolisz”.

Popatrz, to przecież jak algebra – operujesz na literkach A i B, nieważne, jaka cyfra za tym stoi. Ważne, żeby dobrze kombinować. Długopis, rządki znaków, zeszyt w kratkę. Lubiłam to w szkole.

Ciernik: Algebra? Do czego Ty właściwie teraz pijesz? Uważasz, że bohaterowie są źle wykreowani, jednowymiarowi?

Pokrzywnica: Nie, dlaczego? Po prostu na tyle lubię tego typu rozważania, że podobają mi się niezależnie od tego, w czyje usta zostały akurat włożone. Mógł to mówić ksiądz, mógł mistrz zen albo żul spod budki z piwem – i tak by mi się podobało. To jak zabawa czy gra, którą dobrze znasz i lubisz. Jest miło, kiedy ktoś, prócz Ciebie ją zna. Na tyle miło, że robi się kwestią drugorzędną, kto to jest.

Ciernik: To prawda, że ciekawe rozważania są mocną stroną „Szklanych oczu”. Niektóre odebrałem jako mi bliskie, a inne mnie zatrzymały i skłoniły do zastanowienia. Na przykład to:

„Czym dla mnie jest życie?” – rozmyślał. „Ruchem. Z drugiej strony każdy ruch jest obrazem braku równowagi. Widać to najlepiej na prostych przykładach. Najedzony człowiek leży na sofie i ogląda telewizję, a głodny biega i szuka sposobu, by się nasycić. A więc z zasady każde ciało, jakby kierowane wyższym prawem, dąży do stanu równowagi, stanu, w którym zużywa na swoje istnienie jak najmniejszą ilość energii. Ale też dzięki ruchowi, który przełamuje dotychczasowy stan równowagi, ciało przechodzi na inny poziom i szuka dla siebie nowej równowagi. Czyli rozwój jest w ruchu. Ale co to znaczy ruch? Czy to tylko przesuwanie się obiektów jednego w stosunku do drugiego? Ruch jako zmiana odległości – to spojrzenie prymitywne, ale ruch jako zmiana cech obiektu – interesujące. A równowaga? Przecież kiedy Budda wstał spod drzewa i powiedział: «Świat jest w równowadze» – to buch! Poszło! Zrobiła się religia”.

Zawsze uważałem, że ciało nie tyle dąży do stanu, w którym zużywa jak najmniej energii, ale raczej do stanu podwyższonego poziomu energii. A tutaj, proszę, niby oczywista oczywistość, ale jakoś tak fajnie uzupełniła moje poglądy i pobudziła do ponownego przemyślenia niektórych kwestii.

Ale nie tylko mądrości w tej książce można znaleźć. Czasami jest trochę poezji, jak to:

„- Między jednym bezpiecznym miejscem, a drugim mieści się miejsce dla wilków. Zawsze noś ze sobą kamienie”.

Pokrzywnica: Tak, przytoczyłeś skrót, ale cała ta historyjka o wilkach i kamieniach miała specyficzny urok. Niektóre opisy snów były ciekawe. I to są właśnie zalety „Szklanych oczu” Natomiast wady – no cóż, dla mnie fabuła. Podobała Ci się ta historia?

Ciernik: Historia jest prosta, ale nie przeszkadzało mi to. Dobrze, że nie została sztucznie wydłużona, bo wtedy pewnie bym się znudził. A tak – tempo było dla mnie w sam raz. Zdarzyło się kilka słabszych, naciąganych momentów, ale przymknąłem na nie oko, pewnie dlatego, że nie oczekiwałem fabuły na wzór „Milczenia owiec”, tylko właśnie prostej opowieści.

Pokrzywnica: A końcówka? Mnie zakończenie bardzo rozczarowało. Wpadło to wszystko w jakąś telenowelę, zupełnie niepotrzebnie. Bohater, sny, schody, mieszkania, sąsiedzi (sąsiadki!), relacje – to było dobre. Zupełnie nie podobało mi się wprowadzenie tych motywów z przeszłości i wyglądało, jakby autorka sama nie była z takiego rozwiązania fabularnego do końca zadowolona – te nieśmiałe próby tłumaczeń, że prawda jest dziwniejsza od fikcji… Myślę, że wcale nie trzeba było wzbogacać teraźniejszości o przeszłość. Sama w sobie była ciekawa.

Ciernik: Alternatywna wersja zakończenia rzeczywiście jest słabsza niż pierwotna i mniej prawdziwa. Jednak to mnie specjalnie nie obchodziło. Podobała mi się relacja bohatera z ojcem, chyba dlatego, że to jedyny w powieści naprawdę dynamiczny związek, w którym bohaterowie się zmieniają, dojrzewają i są prawdziwi. Z księdzem to był klasyczny model mistrz/uczeń. Z kobietą też jakoś tak jednowymiarowo. A z ojcem coś się działo. Ta relacja zaangażowała mnie, jako czytelnika, bo przez cały czas się zastanawiałem, dlaczego syn ciągle ojca odwiedza, skoro to taki dziwny człowiek. I dopiero pod koniec zyskałem szerszy obraz i zacząłem bardziej ojca rozumieć, nawet lubić, chociaż generalnie nie jest to sympatyczna osoba. Z takiego zrozumienia wyłania się jakieś Ahaaa! jak w życiu. Ojciec to ładnie wykreowana, niejednoznaczna postać, z którą bohater jest w nieoczywistej relacji. Dla mnie właśnie to stanowiło najważniejszy motyw powieści i chyba właśnie dlatego książka ostatecznie mi się podobała.

Pokrzywnica: I warto na koniec wspomnieć, że to całkiem przyzwoity e-book, nieupstrzony błędami, krótko mówiąc: jadalny.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz