sobota, 23 listopada 2013

Aleksander Sowa „Koma”

Upolowane: Aleksander Sowa „Koma”, e-book

Ciernik: W „Enterze” poznaliśmy miłosno-cierpiętnicze oblicze Aleksandra Sowy, a teraz przyszedł czas na odsłonę filozoficzno-kryminalno-mroczną, czyli „Komę”.

Pokrzywnica: Ha! W dyskusji o „Enterze” domagaliśmy się prawdy i popatrz: Aleksander Sowa wyruszył na poszukiwanie prawdy!

Ciernik: Widocznie jest wyczulony na potrzeby czytelników i pilnie nadstawia ucha, żeby dowiedzieć się, czego chcą. To dobrze.

Pokrzywnica: Pewnie, że dobrze!

Ciernik: Podchodziłem do tej „Komy” jak do złego jeża, który przychodzi się poić w moim bajorku. Ale nie było tak tragicznie.

Pokrzywnica: Tym razem autor spróbował oszczędniejszego języka i wybrał formę, która temu sprzyja. Wyszło znośnie. W swój charakterystyczny kicz popadł tylko przy moralnych rozterkach bohatera. Spróbował też gry słów: Bala-Laba, amok-koma . To akurat wyszło średnio, bo jest zbyt oczywiste. Ale dobrze, że próbuje.

Ciernik: Tak, w „Komie” Sowa najwyraźniej szuka nowych terytoriów. Eksperymentuje. W „Enterze” testował możliwości hipertekstu, tutaj zabrał się za kreatywną obróbkę rzeczywistych wydarzeń.

Pokrzywnica: Rzeczywistych wydarzeń, ale i cudzej, nie za dobrej zresztą, powieści. Moim zdaniem „Amoku” Bali jest w „Komie” za dużo. Dopiero pod koniec wykluwa się coś naprawdę ciekawego: ktoś  wrzuca karmę do akwarium, w którym nie ma żadnej ryby. W tym samym czasie okazuje się, że pewien pisarz zostawił gdzieś fragmenty powieści o ślimakach, a ktoś inny odkrywa, że te ślimaki to tylko symbol czegoś innego. To jest naprawdę ładnie poprowadzony wątek – mam wrażenie, że powieść Sowy powinna się tak naprawdę zaczynać właśnie od niego. Wcześniej jest tylko przetwarzanie inspiracji. A przy ślimakach jest już kawałeczek fajnej literatury.

Ciernik: Nie czytałem „Amoku” Bali, ale znam z doniesień medialnych historię tamtego morderstwa i procesu. Świadomość, że „Koma” jest w dużej mierze oparta na faktach, budziła we mnie dreszczyk emocji. Niestety końcówka – chaotyczna, nieczytelna i rozpolitykowana – bardzo mnie rozczarowała.

Pokrzywnica: W końcówce stało się coś dziwnego. Jakby Sowa wystraszył się sam siebie i nagle zawrócił w bezpieczne, dobrze już znane rejony. A tu można było pożeglować hen, hen, na nieodkryte morza… Cóż, widocznie jeszcze za wcześnie. Nie podobało mi się też, że bohater w ogóle się nie rozwinął. Na początku jest niezbyt mądry i naiwny – i to dobrze – ale problem w tym, że na końcu jest taki sam! Przeżył tę historię, ale spłynęła po nim jak po kaczce, nic w nim nie zmieniła – tak nie powinno być!

Ciernik: Mnie doskwierały przede wszystkim niezróżnicowane dialogi. Wszyscy mówili tak samo, a w książce, która w większości składa się z dialogów, to jest spory błąd. Całe szczęście, że wypowiedzi brzmiały w miarę naturalnie…

Pokrzywnica: To wszystko można by jednak wybaczyć. Najgorsze są błędy – wpadki stylistyczne, powtórzenia, interpunkcja, mylenie personaliów postaci (a przecież one są w „Komie” istotne!) – to bardzo nieeleganckie, nie wolno częstować czytelnika takim niedogotowanym daniem!

Ciernik: Aleksander Sowa idzie, co prawda, często na łatwiznę, ale jednak rozwija się literacko. Może powinien wreszcie zdecydować się na współpracę z redaktorem?

Pokrzywnica: Zdecydowanie tak!

Ciernik: A gdyby nie błędy, gdyby ta powieść była dopracowana pod tym względem, to spędziłabyś przy niej miło czas?

Pokrzywnica: Ja akurat nie, bo nie przepadam za kryminałami, a całej tej historii z Balą i jego książką po prostu nie cierpię. Ale są różne gusta i myślę, że taka powieść może znaleźć amatorów. Chyba masz rację, że bardzo powoli, ale jednak Aleksander Sowa idzie do przodu. „Koma” jest lepsza niż „Enter”, coś tam w niej błysnęło, byle tylko autor to wyłowił i poszedł za tym. I oby polubił słowniki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz