czwartek, 10 kwietnia 2014

Marek Ścieszek „Na czeladniczym szlaku”

Upolowane: Marek Ścieszek „Na czeladniczym szlaku”, e-book

Pokrzywnica: Po ciężkostrawnej dziczyźnie pora na lekką przekąskę!

Ciernik: Owszem. „Na czeladniczym szlaku” to propozycja na jedno mlaśnięcie.

Pokrzywnica: Niedługo, niekrótko, lecz w sam raz. A jaki fajny język!

Ciernik: Stylizowany na staropolski, przez co na początku było mi trudno czytać, ale kiedy już się oswoiłem, to odkryłem, że ta stylizacja bardzo pomaga wczuć się w klimat opowieści.

Pokrzywnica: Ja miałam poczucie, że chwilami ten język jest jednak przekombinowany, że autor „za bardzo chce” i lepiej by było, gdyby czasem nieco odpuścił. Niektóre zdania są tak pokrętne, że można się w nich zaplątać, gubiąc kapcie, na przykład: „Odziany niemal we wszystkie wspomniane produkta, mający żywo w pamięci pouczenie jejmości, iż w przyszłości będzie musiał za wszystko zapłacić, brnął niebożę przed siebie”. Albo: „Sławetni, stare capy grzejący pewnie teraz odleżyny w dalekim Asse i śmiejący się w kułak, że on, Alojz Bąk, musi odmrażać sobie kuśkę na trakcie, przyjęli najgrubszą dawkę klątw”. Czy też: „Zaciśnięta na uchwycie kufla dłoń zdumiewała Alojza najbardziej – był to bowiem kułak kogoś, komu nie nastręczyłoby najmniejszych trudności jednym uderzeniem rozbić łeb piętnastocetnarowemu turowi”.

Ciernik: A bohaterowie? Mnie się bardzo spodobała postać drugoplanowa – łysy Barnaba. Tajemniczość i siła, niby nic wielkiego, trochę kliszy, ale wyszło ciekawie. I spokojnie wystarczyło, bo to przecież literatura rozrywkowa, a do tego opowiadanie, więc niczego bardziej skomplikowanego nie oczekiwałem.

Pokrzywnica: Główny bohater też jest całkiem udany – taki prostaczek, po którym nie wiadomo czego się spodziewać.

Ciernik: Ja mam z nim mały problem. Też czuję, że jest w nim jakiś potencjał i to jest fajne, bo dobrze rokuje. Człowiek chce poznać dalsze przygody, żeby sprawdzić, czy rokowania się sprawdziły. Dobry chwyt marketingowy – stworzenie bohatera na tyle „czystego”, żeby czytelnik mógł te swoje oczekiwania na niego projektować, ale na tyle „jakiegoś”, żeby poczuł z nim kontakt. Sprytne i niełatwe, ale tutaj się chyba udało. Ale czy w tym opowiadaniu bohater przechodzi jakąś przemianę? I czy w ogóle powinien, według Ciebie?

Pokrzywnica: To opowiadanie jest wstępem, zachętą do powieści „Pola śmierci” Marka Ścieszka, i tak je należy traktować – jako uwerturę. Mimo to uważam, że swego rodzaju przemiana bohatera tutaj następuje, bo on kończy tę przygodę inaczej... hm... wyposażony. I zawdzięcza to nie zbiegom  okoliczności, lecz własnemu działaniu. Teraz mamy ochotę się dowiedzieć, co on z tymi przedmiotami uczyni.

Ale muszę przyznać, że na mnie najmocniej zadziałała inna pułapka: połknęłam zarzucony przez autora haczyk w postaci błędnych Rycerzy Zakonu Smoka. Zostali ukazani tylko przez chwilę i są tak tajemniczy, że natychmiast udzieliła mi się ciekawość głównego bohatera. Ja też chciałabym bliżej poznać tych rycerzy!

Ciernik: A ja przez cały czas miałem wrażenie, że bohater jest nieco pretekstowy, drugorzędny w stosunku do fabuły, co zbliża trochę całość do literatury erpegowej, czyli: nieważny bohater, ważny quest. Ale może to efekt uboczny krótkiej formy tekstu. Mam nadzieję, że w „Polach śmierci” dostaniemy już nie tylko przygodę, ale również bohater stanie się osobą z krwi i kości.

Pokrzywnica: Tak, akcja trochę przesłoniła bohatera. Do tego jeszcze drugoplanowy Barnaba, który go przytłoczył...

Ciernik: He he! Najbardziej to on go przytłoczył w stajni! Ta scena pozostawiła mnie głęboko zadziwionym i rozweselonym – kilkunastoletni chłopiec tarzający się wraz z potężnym, łysym rycerzem po podłodze? To jest… eee… kontrowersyjne!

Pokrzywnica: No, widzisz! „Na czeladniczym szlaku” jako zasadzka na czytelnika sprawdza się doskonale. Kupimy „Pola śmierci”?

Ciernik: Kupimy! I pożremy! Będziemy bezlitośni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz