wtorek, 18 lutego 2014

Hannibal Smoke „Emplarium”

Upolowane:  Hannibal Smoke „Emplarium”, e-book (papier podobno też był, ale się skończył)

Ciernik: No i co powiesz na tę zdobycz o tytule, który wciąż wylatuje mi z głowy?

Pokrzywnica: Chyba nie umiem czytać kryminałów. W ogóle nie wiem, co mnie w nich powinno kręcić. Wiem tylko, że nie kręci. Cóż, widocznie blokada jakaś…

Ciernik: Ale to przecież wcale nie jest kryminał! To miał być, zgodnie z zapowiedzią na stronie księgarni, „magiczny kryminał”, ale jest coś całkiem innego.  Jakiś… romans z elementami sensacji i  szczątkami fantastyki. Prawie czterysta stron napisanych przez kobietę dla kobiet…

Pokrzywnica: Jaką kobietę? Chyba sobie cierń w oko wbiłeś! Autor – Hannibal Smoke (a trzeba go odróżnić od bohatera Hannibala Smoke’a) to jest bardzo sympatyczny pan w okularach, nie żadna kobieta! Ale magii to w „Emplarium” rzeczywiście nie ma. Jest intuicja. Taką magią, to i ja dysponuję…

Ciernik: No to jestem w szoku. Nie, to niemożliwe. Ja po prostu nie wierzę, że autor płci męskiej naprawdę stworzył tak wyidealizowanego bohatera! Ten Smoke nie ma przecież ani jednej wady! Nigdy nie traci zimnej krwi, niczego się nie boi, każdego jest w stanie zagadać i z każdym się dogadać, czyta w myślach, jest szarmancki, wszystkie laski na niego lecą, bez względu na wiek, rasę, wyznanie i dochody, a on z nimi (jeśli tylko mu się akurat chce) umie rozmawiać na każdy temat, łącznie z dokładnym opisem swych stanów emocjonalnych i innych drgnień duszy… Uff! Pewnie jeszcze odróżnia i potrafi nazwać wszystkie odcienie zieleni! I jak to: nie ma magii? A ten incydent z Robertem, który potknął się o własne nogi, gdy tylko Hannibal wyciągnął w jego stronę dłoń, niczym Kaszpirowski?! Adin, dwa… i łup!

Pokrzywnica: Oj, czepiasz się! To taki Bond, tylko trochę inny.

Ciernik: Bond czarował bronią palną, a nie samymi palcami!

Pokrzywnica: Ale bohater Hannibal Smoke (nie mylić z autorem Hannibalem Smoke’em) nie czaruje, tylko przewiduje! On ma intuicję! A Ty się dziwujesz jak ten baca: Prorok jaki, czy co? A pamiętasz tego serialowego… jak mu tam… Franka Blacka, co umiał się wczuć w mordercę i miał wizje? No, to tu jest podobny bohater, tylko on ma wizje przyszłości z krótkim terminem ważności – takie, że się ktoś potknie, na przykład. Długoterminowych nie może mieć, bo wtedy kryminał byłby się... unonsensownił. Ale bohater z intuicją, wcale nie paranormalną, tylko taką ciut, odrobinkę większą, niż inni... A mów, co chcesz. Mnie się ten pomysł podoba. Natomiast co do wątków romansowych to ja mam poważne podejrzenia, że tu autor się świetnie bawił, strojąc sobie żarty z czytelników. A raczej z czytelniczek...

Ciernik: Podejrzewasz, że stroił sobie żarty? Hm. A skąd te podejrzenia? Czyżby podszept intuicji?

Pokrzywnica: Jak będziesz taki złośliwy, to mi intuicja zaraz podpowie, że się potkniesz na prostej dro… eeee… w zimnej wodzie! Zobacz: Hannibal Smoke napisał powieść sensacyjną, nie? Z bohaterem, który się nazywa Hannibal Smoke i przypomina Bonda (wyposażonego w ponadnormatywną intuicję). A jeden z Wielkich Nieobecnych bohaterów tejże powieści jest kim? Pisarzem! I to nie byle jakim! Jest autorem romansów uwielbianym przez kobiety! Ale główny bohater tych powieści nie cierpi, nie rozumie. Za to przydarzają mu się te romanse w ilościach niemalże hurtowych... Czy Hannibal Smoke (autor) nie bawi się tutaj, puszczając wodze zuchwałym fantazjom na własny temat? I czy nie robi tego, chichrając się zarówno sam z siebie, jak i z czytelniczek romansów?

Ciernik: A nie zastanowiła Cię budowa rozdziałów? W klasycznej sensacji/kryminale mamy krótkie rozdziały. Idealnie jest, gdy kończą się, jak u Dana Browna, cliffhangerami.  Następuje nagłe zawieszenie akcji w sytuacji pełnej napięcia. Czytelnik nie może wtedy odłożyć książki, zanim nie dowie się, co było dalej. W „Emplarium” też są takie krótkie rozdziały, ale wygląda to tak, jakby autor wziął długi tekst i podzielił go na chybił-trafił. Czasami rozdział kończy się w połowie dialogu, bez ładu i składu! Przyznaję, że gdy to zobaczyłem, przyszła mi  do głowy myśl, że może autor robi sobie jaja.

Tylko że z tą kpiną w „Emplarium” jest tak, jak z najbardziej obśmianym teledyskiem ostatnich kilkunastu miesięcy, czyli z klipem Nataszy Urbańskiej. Ten żart nie został wystarczająco mocno zaakcentowany, więc wielu widzów postanowiło na wszelki wypadek potraktować utwór śmiertelnie poważnie i… okrutnie wykpić.

Pokrzywnica: To prawda. „Emplarium” na początku skrzy się humorem, co od razu sygnalizuje konwencję i odpowiednio nastraja, ale potem ten humor gdzieś znika. Zostaje już tylko zabawa schematami, a to już nie dla każdego będzie czytelne. Szkoda mi tego było – że autor zaczął naprawdę zabawnie i potem o tym zapomniał.

Ciernik: Czy to jest zabawa schematami? Schematem to się ładnie Karolina Wilczyńska zabawiła. Tutaj mamy zmieszanie dwóch schematów, co nie wyszło na dobre ani jednemu, ani drugiemu. Na szczęście autor jest całkiem niezły warsztatowo. Dialogi (no, może poza tymi romansowymi) też są całkiem zgrabne.

Pokrzywnica: A do jakiego finału to wszystko prowadzi! Do takiego, który rozwala i kryminał, i romans. W dodatku po tych wszystkich „zmyłkach” i odkryciach że „każdy ma swój sekret” to rozwiązanie staje się przewidywalne, bo… jedyne możliwe. Jeśli to nie jest kręcenie piruetów na tafli schematu, ba, dwóch schematów, to ja nie mam pojęcia, co to jest. Na pewno nie obiecywana „powieść magiczna”. Chociaż bohater z intuicją – to jest niezły pomysł na historię magiczną, ale wtedy musiałoby to wszystko iść w innym kierunku, nie tak rozrywkowo, tylko bardziej serio i z większym naciskiem na nastrój, bo z tym jest w „Emplarium” mizernie. No i w porządnej powieści nie powinny pojawiać się kwiatki w rodzaju „ubrać płaszcz” czy „wywieźć kogoś w pole”. Ale błędów było, na szczęście, niewiele jak na prawie czterysta stron. Naprawdę, nie jest tak źle.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz