piątek, 28 lutego 2014

Bartosz Libuda „Drugie życie Anny”

Upolowane:  Bartosz Libuda „Drugie życie Anny”, e-book

Pokrzywnica: Bardzo łatwo było schrupać tę zdobycz, ale bardzo trudno ją omówić bez spojlerowania.

Ciernik: Fakt. Ale to chyba nie jest książka, której spojler mocno zaszkodzi.

Pokrzywnica: Zaszkodzi. Wiesz, ja czytając, zwracam zazwyczaj uwagę na różne rzeczy: na klimat, konstrukcję, główną myśl, język… Ale przy „Drugim życiu Anny” wszystko (nawet przegapione przez korektę błędy, których tam, niestety, troszkę jest) usunęło się w cień, bo zafascynowała mnie fabuła. Rzadko mi się zdarza, że z takim zainteresowaniem czekam na to, co będzie dalej. Byłabym rozżalona, gdyby ktoś mi to przedwcześnie powiedział.

Ciernik: Cóż, w takim razie musimy tak bulgotać i świergotać, żeby nic nie powiedzieć!

Pokrzywnica: Spróbujmy. Postacie. Relacje. Decyzje. To są trzy asy tej powieści. Jest czwarty?

Ciernik: Emocje. Bardzo mnie ta książka poruszyła, zwłaszcza opisy życia po utracie bliskich osób - te wpadki umysłu, który nie może uwierzyć w rzeczywistość, bo zostaje brutalnie obudzony ze snu. We śnie wciąż jeszcze jest tak jak powinno być, jak było dawniej, ale nagle jak piorun spada  świadomość nieodwracalnego – ta osoba nie żyje…

Pokrzywnica: Mnie uderzyła podana w podtekście (chwała autorowi, że nie wprost!) problematyka poczucia winy. Tam wszystkiemu winni są mężczyźni! Zawsze. Kobieta może mieć wieloletni romans, wręcz „drugiego męża” i jest usprawiedliwiona. Winny jest „ten drugi”, nie ona. Natomiast mężczyzna, który wplątał się z powodów zawodowych w jednorazową (i niemiłą w gruncie rzeczy) przygodę erotyczną, jest oskarżony, potępiony i skazany. Tak jakby to było jednoznaczne i oczywiste. Cokolwiek zrobią kobiety, wina i tak leży po stronie mężczyzn.

Ciernik: Czy nie tak jesteśmy wychowywani? Mężczyzna ma być tym, który decyduje. A jeśli decyduje, to ponosi odpowiedzialność. Kobiety w świecie Bartosza Libudy (ale przecież w naszej rzeczywistości często też) albo się bezwolnie poddają, albo jeśli już decydują, to tak, żeby mężczyzna myślał, że to jego decyzja. Tu jest ogromne pole do manipulacji, do wykorzystywania cudzego poczucia winy do własnych celów. Taki wmanipulowany mężczyzna (wmanipulowany niekoniecznie nawet przez konkretną kobietę, tylko generalnie przez wzorzec kulturowy) może zostać przygnieciony poczuciem winy, a nawet całkowicie przez nie sparaliżowany.

Pokrzywnica: Czytałam niedawno artykuł o samobójstwach. Napisano, że 80% samobójców to mężczyźni. I że najczęściej zabijają się dlatego, że nie są w stanie spełnić społecznych oczekiwań. Nie potrafią dostosować się do wzorca mężczyzny silnego, który zawsze sobie poradzi i zawsze zdecyduje właściwie. I to Bartosz Libuda pokazał – że nadmiar poczucia odpowiedzialności, absurdalnie wielkie poczucie winy z powodu nieswoich decyzji może zabić. A warto pamiętać i o tym, że ograniczanie decyzyjności kobiet być może i uwalnia je od części poczucia winy, ale wcale nie uszczęśliwia. Odczłowiecza je.

Ciernik: One tak naprawdę są decyzyjne, tylko negatywne konsekwencje nie uderzają w nie aż tak mocno.

Pokrzywnica: Za to uderzają w dzieci, które żadnych decyzji nie podejmowały. Dorośli angażują się w te pogmatwane relacje na własne życzenie.  W ogóle wydaje się, że na tym polega, według  autora, dorosłość: na nieuniknionym uwikłaniu w łańcuchy świństw czynionych przez nas innym i odwzajemnianych. W tej książce, poza dziećmi, nie ma tak naprawdę ani jednej postaci, która zachowywałaby się w stu procentach uczciwie. A większość z nich postępuje na dodatek irracjonalnie – podejmują dziwaczne decyzje na niedorzecznych podstawach, bronią straconych pozycji, walczą w imię jakichś wydumanych idei, jak zakład o to, czy czyjaś córka „się puści”, czy też nie… I przez to bohaterowie „Drugiego życia Anny” są tyleż absurdalni, co… prawdziwi. Nie rozumiem ich tak samo, jak nie rozumiem prawdziwych ludzi i fascynują mnie tak samo, jak prawdziwi.

Ciernik: Autor pokazał też bardzo ciekawą rzecz: miłość erotyczna, życiowa pasja i codzienne życie nie muszą być w pakiecie. Czasami zdarza się tak, że można to realizować tylko z różnymi osobami.

Pokrzywnica: Tylko że wtedy, dążąc do pełni samorealizacji, narażamy się na potępienie społeczne i poczucie winy. Albo musimy z tego marzenia o pełni zrezygnować. Co wybrać? Myślę, że umiejętność dokonywania takich wyborów i przyjmowania konsekwencji świadczy o prawdziwej dorosłości, ale bohaterowie książki Bartosza Libudy nie są tego świadomi. Nie patrzą ani wystarczająco daleko, ani wystarczająco odważnie.

Ciernik: Ciekawe, czy w czasach, w których toczy się ważna część akcji, czyli w PRL-u, takie dorosłe wybory były w ogóle możliwe? Kiedy autor wracał do tamtej epoki, przypominały mi się książki wydawnictwa „Pies Łańcuchowy”. Sporo lat już upłynęło od upadku komuny, a wciąż jesteśmy nią przesiąknięci. Straszne.

Pokrzywnica: Muszę przyznać, że bardzo ładnie autorowi wyszły te powroty. Ale czy naprawdę bohaterowie nie mieli wyjścia? Nie mogli podjąć innych decyzji? W życiu Kamila nie ma ani jednej relacji międzyludzkiej, która nie byłaby uwikłaniem. Jedynie z kotką Krową udaje mu się stworzyć zdrową więź. Czy to wina okoliczności, czy też on po prostu nie potrafi budować nietoksycznych związków z ludźmi?

Ciernik: Moim zdaniem dla niego jest już za późno. To stracona dusza. On od razu traktuje wszystko z poziomu handlu – opłacalności, winy, wykorzystania. Może miałby szansę, gdyby spotkał kobietę taką jak Krowa. Nie wiem, jak musiałaby zachowywać się kobieta podobna do kota-znajdy, ale gdyby miała w sobie coś takiego, to on może dałby radę nawiązać z nią kontakt. Taki prawdziwy.

Pokrzywnica: Hm. Krowa nocą włazi na Kamila i nie daje mu spać…

Ciernik: Właśnie. Właśnie! A warto jeszcze dodać, że w końcówce „Drugie życie Anny” wyciąga z rękawa piątego asa – groteskę. Niepostrzeżenie robi się coraz bardziej absurdalnie (w dobrym znaczeniu tego słowa), aż w końcu odjeżdżamy całkiem w ostrą psychodelię à la „Barton Fink” (scena w hotelu!). Bardzo sprawnie autor nas w to dziwactwo wciąga, jestem pełen podziwu.

Pokrzywnica: To prawda. A najlepsze, że do końca mamy poczucie, że to wszystko jest takie… prawdziwe.

8 komentarzy:

  1. Bartosz Libuda1 marca 2014 08:49

    Nie mnie oceniać oceny innych, zwróciłem natomiast uwagę na język rozmówców w wywiadzie o mojej książce. To cieszy, że ludzie zajmujący się literaturą przechowali w sobie umiejętność przekazywania myśli, ponieważ jest to dziś umiejętność zanikająca. Jakoś tak się porobiło, że wielu dziennikarzy i ludzi kultury stało się zakładnikami słów, uwikłali się w słowa, które przejęły kontrolę nad tokiem rozumowania, nad sensem. W "Leniwcu" słowa są sprawnie użytym narzędziem. Brawo. Będę czytał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo nam miło. Mamy nadzieję, że nasze świergoty i bulgoty staną się zachętą dla innych do rozmawiania o tym, co przeczytali. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. E-booka nie czytałem, ale blogowa rozmowa zachęciła mnie do tego, by po niego sięgnąć.
    Ja jednak o czym innym w tej chwili. Chciałbym polemizować z tezą głoszącą, że żyjemy w kulturze, w której odpowiedzialność, szczególnie w kwestiach relacji damsko-męskich spoczywa, na mocy norm, przede wszystkim na mężczyznach. Sprawa jest o wiele bardziej złożona. Wiemy wszyscy, chociażby z burzliwych dyskusji internetowych, których przecież wszyscy swego czasu byliśmy uczestnikami, że często to jednak kobieta jest tą odpowiedzialną. Ciąża to przede wszystkim wina kobiety, bo się "puściła", gwałt jest winą zgwałconej, bo "prowokowała", przemoc domowa to wina ofiary, bo nie stawiła oporu.
    I jest to zjawisko, które przekracza granice cywilizacyjne, kobieta musi pilnować siebie i swoje seksualności zarówno w chrześcijańskiej Europie, jak i w świecie Islamu.
    Daleki byłbym od mówienia, że to panowie obciążeni są jakimś szczególnie nieproporcjonalnym ciężarem odpowiedzialności za swoje zachowania. Gdyby kulturową normę "kobieta musi się pilnować", doprowadzić do skrajności wyszłoby wręcz, że mężczyźni są zwyczajnie nie odpowiedzialni.
    Jeżeli zaś chodzi o samobójstwa, odkurzyłem stare zwoje mózgowe z czasów pierwszego roku studiów i przypomniała mi się antyczna już teoria samobójstw Durkheima. W niej wyróżniał on wiele typów samobójstw: te wywołane zbyt silnym naciskiem na jednostkę, samobójstwa altruistyczne, egoistyczne, lub biorące się z zaniku norm. Do czego tu zmierzam? Ano, każdy z tych samobójców mógł być wiedziony różnymi motywacjami. Być może, niektórzy nie umieli "być mężczyzną", ale bez szerszego spojrzenia możemy tylko zgadywać ilu ich było. Równie dobrze, mężczyźni są częściej samobójcami (nie mylić z "popełniają częściej samobójstwa"), gdyż łatwiej izolują się emocjonalnie od innych i w ciężkich sytuacjach nie czują się zobowiązani, albo skłonni by pomyśleć o innych. W wyniku nacisków kulturowych kobieta zawsze może mieć mechanizm obronny w postaci "a co z dziećmi, z mężem, z rodziną"?

    Mam nadzieję, że nie namieszałem zbytnio. Moim głównym przesłaniem było "sprawa nie jest tak prosta jakby się wydawało". samo zaś wspomnienie takiej zjawiska w kontekście książki zachęciło mnie do lektury i sprawdzenia jak świat przedstawiony ma się do naszego i skąd biorą się ewentualne różnice.

    Jak zwykle, świetna robota autorów bloga!

    OdpowiedzUsuń
  4. Baribalu, dotykasz bardzo ciekawej sprawy. Zgadzam się z Tobą, że czasami nic nam tak świetnie nie wychodzi, jak przerzucanie odpowiedzialności na innych. Szczególnie w sytuacjach, które pokazują, że niedaleko nam do naszych zwierzęcych przodków. To przerzucanie winy na kobiety, szczególnie w kwestiach seksualności, jest jednak wg mnie po prostu drugą stroną tej samej monety. To jakby potwierdza nacisk pod jakim żyją faceci, jest reakcją obronną w sytuacji, w której ktoś przestał sobie radzić. I nie piszę tego z punktu widzenia "o my biedni faceci, mamy do tego prawo". Raczej zwracam uwagę na to, ze to o czym piszesz może być po prostu kompensacją. Psychika, a więc i kultura, musi dążyć do równowagi, gdy się przegnie w jednym kierunku, to naturalnie pojawią się przegięcia w drugim. To jest tragedia tak samo kobiet jak i mężczyzn.
    Odpowiedzialność za nasze czyny jest po naszej stronie, co nie zawsze nam się podoba. To spory ciężar. Nie każdy potrafi spojrzeć odważnie w lustro i powiedzieć "taki jestem".

    Nie namieszałeś i sprawa oczywiście nie jest prosta. Z konieczności posługujemy się uogólnieniami, które jeszcze w miarę łatwo można nałożyć na starsze pokolenia. Ja się zastanawiam jak będą wyglądać analogiczne "jazdy" przyszłych pokoleń, skoro wzorzec męskości/kobiecości w zasadzie jest już mocno nieostry, czy nawet pomieszany.

    Co do samobójstw, to może się Pokrzywnica wypowie, to jej myśl była. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Równie dobrze, mężczyźni są częściej samobójcami (nie mylić z „popełniają częściej samobójstwa”), gdyż łatwiej izolują się emocjonalnie od innych i w ciężkich sytuacjach nie czują się zobowiązani, albo skłonni by pomyśleć o innych.

    W artykule wyjaśniano to tak, że mężczyźni do końca starają się być silni i próbują sobie sami radzić nawet wtedy, gdy to już jest niemożliwe. Nie potrafią na czas poprosić o pomoc, bo nie są tego nauczeni. Mężczyźnie nie wypada "sobie nie radzić". Cóż zachowanie malownicze, bohaterskie, tylko trochę... samobójcze.

    Natomiast co do odpowiedzialności i poczucia winy: moim zdaniem Bartosz Libuda pokazał dwie strony tego samego medalu. Bo mamy w książce różne sytuacje: ojca, który "nie upilnował" córki, mężczyznę uwiedzionego i upokorzonego, zdradzonego męża, zdradzającego męża, a nawet mężczyznę "wrobionego w dziecko" (choć to ostatnie odbywa się w "Drugim życiu Anny" nietypowo). Przy czym te same osoby w różnych relacjach odgrywają różne role. Ale w jakiejkolwiek sytuacji mężczyzna by akurat nie był, zawsze jest za wszystko odpowiedzialny. Uwiódł czy został uwiedziony, upokorzył czy jego upokorzono, porzucił czy jego porzucono - wszystko jego wina. Tym mężczyznom po prostu wydaje się, że mają władzę nad seksualnością kobiet. I płacą za to złudzenie poczuciem winy. Czasem cena może się okazać zbyt wysoka. Gdyby nie zakłamywali rzeczywistości, gdyby przyznali, że żadnej władzy nad kobietami nie mają, to nie ponosiliby odpowiedzialności za nieswoje decyzje. Problem w tym, że oni bardzo chcą to złudzenie mieć...

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z wami. Zresztą, jak pisałem, nie chodziło mi o wykazanie, ze się mylicie, jedynie o to, ze sprawa jest o wiele bardziej złożona i ciekawsza niż może się wydawać. Po lekturze, postaram się ustosunkować już w kontekście tekstu, by nie było jałowo i off-topowo.

    "Tym mężczyznom po prostu wydaje się, że mają władzę nad seksualnością kobiet. I płacą za to złudzenie poczuciem winy. Czasem cena może się okazać zbyt wysoka. Gdyby nie zakłamywali rzeczywistości, gdyby przyznali, że żadnej władzy nad kobietami nie mają, to nie ponosiliby odpowiedzialności za nieswoje decyzje. Problem w tym, że oni bardzo chcą to złudzenie mieć…"

    Czyli rację mieli dawni Celtowie, podając odpowiedź na zagadkę kobiety. Ale oni wyrośli z innego pnia tradycji. Przepraszam za antropologiczny off-top ostatnio siedzę w tej kulturze i jestem nią zaczarowany. ;-)

    OdpowiedzUsuń


  7. O co chodzi z tymi Celtami? Ja nic nie wiem! Jako sobie z tym radzili? Powiedz. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem w skrócie, by nie off-topować. Chodziło mi o jedną z historii z legend arturiańskich. Jej kluczem była zagadka tego, czego najbardziej pragnie kobieta i poprawna odpowiedź "móc decydować o sobie". Ta odpowiedź dała bohaterowi szczęście w małżeństwie i uratowała życie króla Artura. Tak, w ogromnym, brutalnym wręcz skrócie.

    OdpowiedzUsuń