sobota, 28 marca 2015

Jacek Dukaj „Starość aksolotla”

Upolowane:  Jacek Dukaj „Starość aksolotla”, e-book



Ciernik: Rzuciliśmy się, Pokrzywnico, na głęboką wodę czy raczej wprost w kosmiczną pustkę. Nowa powieść Jacka Dukaja, wspólne dziecko autora oraz Allegro, nie jest zwierzem grubym, ale za to o dużej gęstości odżywczej. Co ciekawe, pojawiła się tylko w wersji elektronicznej, dlatego postanowiłem porozmawiać o niej na Leniwcu, bo przecież e-booki to ciągle nisza w naszym kraju. Nawet e-booki Dukaja. E-book reklamowany szumnie, ale jeśli chodzi o formę, najprawdopodobniej mamy do czynienia z przereklamowaniem.

Pokrzywnica: Bo to jest zwierz gruby, ale krótki. Te 584 strony to zmyłka. Trzy czwarte stanowią powtarzające się, ciągnące się ogoniasto przez niezmierzone eony przypisy.

Ciernik: A zobacz, co Jacek Dukaj mówił w jednym z wywiadów.  Tych przypisów było mu jeszcze mało! Marzyły mu się przypisy kilkuwarstwowe, w których można by prowadzić inną narrację,  korespondującą z książką. Z powodów technicznych nie udało się tego zrealizować. A szkoda, bo przez to wyszedł po prostu e-book z masą przypisów. W ogóle widzę w całej promocyjnej akcji sporą niekonsekwencję. Bo dla kogo jest to produkt? Dla fanów e-booków? Nie. Ci raczej czytają na czytnikach z e-papierem, które i tak nie pozwoliłyby Allegro zrealizować Dukajowej formy książki (wielowarstwowe przypisy, personalizacja, czyli zaciągnięcie do powieści imienia czytelnika, aby stał się on bohaterem książki, a nawet zaczerpnięcie różnych faktów z kont czytelnika na portalach społecznościowych). To od biedy dałoby się zrealizować na tabletach, smartfonach i komputerach, ale przecież fani e-booków nie czytają na tych urządzeniach, bo wiedzą, że się nie da. Na nich da się tylko oglądać śmieszne filmiki z kotami i czytać krótkie teksty. Powieść Dukaja mimo wszystko nie jest serią krótkich tekstów, ma liniową narrację, którą trzeba śledzić. W takim razie kogo taka forma (ładne kolorowe grafiki, czy na przykład możliwość puszczenia modelu robota na drukarkę 3D) może zainteresować? Ano osoby spoza e-bookowego środowiska, ale... te znowu dostaną mylny obraz tego, czym e-book jest. Albo pomyślą sobie, że skoro tak wyglądają te e-booki, to rzeczywiście trzeba się tym zainteresować (czyli zostaną wprowadzeni w błąd, bo tak przeciętne e-booki nie wyglądają) albo zmęczą się, czytając na komputerze czy smartfonie i uznają, że może to i ładnie wygląda, ale chyba jednak nie jest dla nich.

https://www.youtube.com/watch?v=kFHMb_9Pr2s

Pokrzywnica: Mnie by się nie chciało drukować robota w 3D (bo po co właściwie?). Wyjaśnienia w przypisach też mi nie były w ogóle do szczęścia potrzebne, bo prawie wszystko i tak wynika z kontekstu. Po prostu czytałam. Jak najzwyklejszą w świecie książkę. Bardzo piękną. I po raz pierwszy zdarzyło mi się chichotać przy Dukaju. To było moje największe zdumienie – że „Starość aksolotla”, oprócz tego, że jest głęboka  i pięknie napisana (tego się spodziewałam) jest też zabawna (to była niespodzianka).

Ciernik: A ja czytałem i myślałem sobie: No, to się Nietzsche pod nosem uśmiecha...

Pokrzywnica: Aluzji filozoficznych to tam jest w ogóle całkiem sporo…

Ciernik: Dukaj we wcześniejszych swoich tekstach obwąchiwał temat transhumanizmu, który wyrasta z idei nadczłowieka. W nowej powieści postawił ciekawą tezę: transhumanizm, przynajmniej w takiej wersji, w jakiej się go teraz postrzega, to raczej ślepa uliczka. Nie może tu być mowy o ewolucji, bo do ewolucji potrzeba ciała. „Starość aksolotla” uzmysławia i przypomina, że nadczłowiek to coś innego niż transhumanizm. Nadczłowiekowi ciało jest potrzebne, bo tylko poprzez nie może się uczyć (od momentu zajesowania Grześ się niczego nowego nie uczy. On tylko odtwarza to, co już zna.) To oznacza przekonanie, że komputery nie są w stanie wykreować niczego naprawdę nowego. Mogą być szybsze, wydajniejsze, ale nigdy nie będą kreatorami. Do bycia twórcą potrzeba ludzkiego ciała. Czyżby do bycia demiurgiem rzeczywiście potrzeba było lęku przed utratą ciała, czucia oddechu kostuchy na karku?

Pokrzywnica: Myślę, że jednak bardziej chodzi o ten oddech kostuchy, nie o ciało samo w sobie. Tylko o to, że masz ograniczony czas, możesz nie zdążyć. Bo jeśli masz całe eony i nieskończone kopie siebie do dyspozycji, to po co się starać? Lepiej się zmorfeuszować na pięćdziesiąt procent. A może nawet na sto?

Ciernik: Tak też myślałem na początku, ale potem zdałem sobie sprawę, że chyba jednak nie sama świadomość śmierci jest tu kluczowa. Po pierwsze, zajesowani byli w teorii nieśmiertelni, ale wcale im to nie odebrało motywacji. Ciągle tworzyli alianse, próbowali różnych wersji życia społecznego, aż w końcu zaczęli odtwarzać samo życie biologiczne. Po co? Przecież nie musieli. No, chyba że przyjmiemy, iż potrzebowali żywych niewolników, ale to trochę naciągane. Po drugie, przeczy temu moje doświadczenie. Wystarczy się rozejrzeć wokół, żeby zauważyć, że oddech kostuchy motywuje niewielu. Większość woli uważać, ze jest nieśmiertelna. I żyć tak, jakby mieli na wszystko czas.

Myślę, że kluczem jest jednak samo ciało – możliwości i ograniczenia, jakie ono daje. Według autora, procesowi ewolucji może podlegać tylko biologiczny organizm. Neuroplastyczność nie występuje w komputerze.

I pewnie jedno jest nierozłączne z drugim. Wrodzony lęk o utratę ciała motywuje gatunek do ciągłego rozwoju. Wypadkowa wektorów?

Pokrzywnica: Pewnie masz rację. Nie wiem. Tak naprawdę, to mogę tylko kiwać łebkiem i potakiwać. Tym razem nie dam rady dotrzymać Ci kroku w dyskusji, bo do mnie ta powieść jeszcze w ogóle nie dotarła na poziomie intelektualnym. Na razie jestem oszołomiona jej pięknem. Ten język! Te wizje! Poezja! Kiedy do mnie ktoś coś powie zbyt pięknie, to ja milknę. Rozdziawiam dziób i podziwiam w milczeniu, bo co tu gadać. Popatrz choćby na to:

„Geisha i Geisha, dwa żeńskie mechy na nieznanych transformerach, symulują z precyzją i czułością hartowanej stali pocałunki lesbijskie, pieszczoty piersi i pośladków, pancerne palce na pancernych łonach, taniec pożądania zwierzęcego wypotworniały w zimnym obrzędzie maszyny, pod strumieniami laserowych blasków, w oblewie żołnierskiej muzyki striptizu. Grześ patrzy, patrzy i emotuje duszną żenadę. Ileż tu pięter sztuczności, ile warstw cudzysłowów — gubi się, gdy usiłuje je zliczyć. Nie mogą się upić, nie mają nawet programów do symulacji upicia. Nie mogą uprawiać seksu, nie mają programów do połączeń i podnieceń seksualnych. Co im pozostało — suchy teatr seksu, w tych robotach skonstruowanych dla erotycznej obsługi prawdziwych, organicznych ludzi. Posągowo znieruchomiały Grześ obserwuje to przez dwieście osiemdziesiąt siedem sekund i wreszcie nie wytrzymuje, wstaje z wizgiem ścięgien. Przelała się czara tokijskiej goryczy.
— Melancholia król, melancholia mikado…”

Ciernik: Pamiętam, na mnie to też zrobiło wrażenie.

Pokrzywnica: Albo to:

„Grześ gapił się przez astygmatyczne obiektywy na czerwono-żółtego pająka i czuł, jak ciężkostrawne jedzenie (niczego nie jadł) wywraca się mu w żołądku (nie miał żołądka).
— Skoro to takie łatwe — to dlaczego trzymasz się tego nicka? Jesteś w ogóle człowiekiem?
— Co za pytanie! A ty?
— Masz świadomość?
— A ty?
— A ty?
— A ty?
— A ty?
— A oni?
— No to masz świadomość?
W odpowiedzi SoulEater39 puścił na swoim ekranie Kazika na Żywo. Z głośników bluzgnęło zachrypnięte: MIEJ ŚWIADOMOŚĆ! MIEJ ŚWIADOMOŚĆ! MIEJ ŚWIADOMOŚĆ! MIEJ!”

Albo to:

„Grześ ciska ramię Schmitta w ogień. Ofiara mechopalna podnosi fontannę iskier.
Pani Spiro spogląda oczyma jak dwa poziome sęki w okopconej korze.
— Jaka piękna rozpacz!

— Prawda? — Nie musi Grześ emotować goryczy, ma w defaulcie taki głos. — Sto tysięcy nocy potrzebowałem, ażeby dotrzeć do tego kresu.
— Tego ci brak? Wielkich uczuć, wielkich boleści, dramatów z Raju?
— Nie mów mi o Raju, to nie jest Raj.
Dwadzieścia procent snu i Pani Spiro migocze tu w blasku ogniska, niemalże rozpływając się w somnambulicznym zwidzie, rozedrgana pomiędzy drewnianą kukłą i masajską szamanką.
— Nie Raj? A czego ci brakuje?
Grześ zagląda w noc i zagląda w siebie. Jak odpowiedzieć na to pytanie? Jakby się krztusił, zakrztusił, jakby od trzystu lat trwał w tym betonowym zakrztuszeniu. Wie, że czegoś brakuje, czegoś najważniejszego, ale gdy próbuje wydać z siebie słowo, myśl — zionie głuchą pustką”.

Ciernik: I końcówka jest bardzo ładna. Kojarzy mi się z buddyjską koncepcją światów cyklicznej egzystencji, jednocześnie przeczy wcześniejszej teorii o ewolucji i potrzebie posiadania ciała, a nawet nawiązuje do idei Wiecznego Powrotu.

Pokrzywnica: A Diogenes z latarnią w żelaznej ręce wciąż niestrudzenie szuka człowieka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz